-Witaj nieznajoma. Więc przyszłaś.
Już bałem się, że się nie zjawisz.- Powiedział trochę niepewnie.
-Cześć. Oczywiście, że przyszłam.
Uwielbiam spędzać czas w tym miejscu.
-Mnie też bardzo się podoba. Jest tu
tak spokojnie. Można pomyśleć i odprężyć się.
-Dokładnie. Dlatego tu przychodzę,
ale ostatnio nie miałam na to zbyt wiele czasu, czy ochoty. Wiele się
zdarzyło.- uśmiechnęłam się do niego i usiadłam na dużym głazie. Czułam, że
powinnam mu powiedzieć więcej, ale tak naprawdę go nie znałam.
-Co takiego się wydarzyło?- spytał
spoglądając mi w oczy.
-Cóż, powiedzmy, że małe problemy rodzinne.
-Och, przepraszam. Jeżeli nie chcesz nie musisz mówić.
Przecież nawet mnie nie znasz.
-Nie, nie. Nic się nie stało, ale po prostu chciałabym już o
tym zapomnieć.
-Jak wolisz. Opowiedz mi coś o sobie. Chciałbym cię poznać.- znowu
uśmiechnął się nieśmiało i usiadł obok mnie na głazie.
-Dobrze.- Uśmiechnęłam się do Kierana.- co chciałbyś o mnie
wiedzieć?
-Nie wiem. Może jak lubisz spędzać czas? Powiedziałaś, że
lubisz tu przychodzić i myśleć.
-Bo tak jest. Czasami lubię oderwać się od wszystkiego i po
prostu pobyć sama. Ale mam czwórkę przyjaciół, z którymi spędzam mnóstwo czasu.
Chociaż czasami dobrze jest od nich odpocząć.- spojrzałam na niego. Przyglądał
mi się uważnie, jakby chciał zapamiętać każdy szczegół mojej twarzy.
-Hmm, więc nie masz rodzeństwa.- bardziej stwierdził niż
spytał.- Mieszkasz z rodzicami?
-Nie, nie mam rodzeństwa i nie, nie mieszkam z rodzicami.
Mieszkałam z przyjaciółmi i naszym opiekunem przez osiem lat, ale Walentin
wyjechał i zostaliśmy sami.- wydawał się tym bardzo zainteresowany.
-Mieszkasz tylko z przyjaciółmi? Nikt oprócz was?
-Nie. Lubię z nimi mieszkać, ale czasami są bardziej
denerwujący niż Walentin. Po prostu martwią się o mnie. To bywa okropne. Jakby
nie byli moimi przyjaciółmi tylko niańkami.- Kierana roześmiał się.
-Wychodzi na to, że mieszkasz z niańkami. Z iloma osobami
mieszkasz?
-Z pięcioma. No cóż nikt w moim wieku nie ma niańki a ja mam
aż pięć.- też się roześmiałam.
-Jak się mają na imię? Na pewno są bardzo mili.
-Victoria, Laura, Amelia, Daniel i Michael. Są mili tylko jak
powiedziałam trochę nadopiekuńczy. Ale nie mam im tego za złe.
-Jasne. Jak mogłabyś mieć? W końcu to twoi przyjaciele. Gdzie
są teraz twoi rodzice?
-Moja mama nie żyje. Umarła, kiedy byłam mała. Tata został w
kraju. Pomyślał, że więcej nauczę się mieszkając w Stanach i po prostu się
tutaj przeprowadziłam.
-Musiało być smutno wyjechać tak daleko od rodziny. To pewnie
był szok.
-Tak.- powiedziałam smutniej niż zamierzałam.
Rozmawialiśmy bardzo długo. Opowiedziałam mu wiele o sobie. Kierana
był o wiele mniej wylewny. Dowiedziałam się, że mieszka z wujem na drugim końcu
miasta. Nie chciał powiedzieć skąd pochodzi ani zbyt wiele o swoim życiu.
Pomyślałam, że jest po prostu bardzo nieśmiały lub miał trudne dzieciństwo. Po
około dwóch godzinach zrobiło się zimno, a Kierana objął mnie ramieniem.
Ogarnęło mnie bardzo przyjemne uczucie. Był ciepły i bardzo ładnie pachniał.
Siedzieliśmy przytuleni i patrzyliśmy na orła szybującego ponad naszymi
głowami. Wiedziałam, że za kilkanaście minut zacznie się ściemniać i będę
musiała wrócić do domu.
Spojrzałam na Kierana. Wpatrywał się w przestrzeń przed nami.
Poruszyłam się lekko i spojrzał na mnie.
-Chyba muszę już iść. Za chwilę zacznie się ściemniać a nie
chcę iść do domu w ciemnościach.
-Może odprowadzę cię? Nie chciałbym, żebyś szła sama przez
las. I moglibyśmy jeszcze porozmawiać.- uśmiechnął się.
-Bardzo chętnie. Więc chodźmy.
Wstaliśmy z kamienia i skierowaliśmy się w stronę skraju
polany. Przez chwilę żadne z nas się nie odzywało. Spojrzałam na niego. Szedł
wyprostowany. Był bardzo wysoki. Włosy opadły mu na czoło i trochę zasłaniały
oczy. Patrzył przed siebie jakby w ogóle mnie nie zauważając. Kiedy tak mu się
przyglądałam spojrzał na mnie i uśmiechnął się? Od tego uśmiechu odbierało mi oddech.
Był tak bardzo przystojny. Bardziej od Ericka. Kierana przypominał greckie
bóstwo, Eric był raczej jak chłopak z okładki jakiegoś magazynu.
Zaczerwieniłam się. Byłam w lesie, sama z dopiero, co
poznanym, niesamowicie przystojnym chłopakiem a pomyślałam o innym. Coś musiało
być ze mną nie tak. Eric podobał mi się. Był miły, ale Kierana urzekł mnie wszystkim
tym, czego Eric nie miał.
Szliśmy jeszcze jakiś czas, kiedy nagle chłopak się
zatrzymał. Nie widziałam, co się stało i spojrzałam na niego. Jego twarz
wyrażała skupienie.
-Chciałbym odprowadzić cię pod same drzwi, ale muszę wracać.
Bardzo przepraszam. Spotkamy się jutro? W tym samym miejscu?
-Nie masz, za co przepraszać. Możemy się spotkać.- uśmiechnęłam
się do niego, ale już odchodził. Po kilku minutach zniknął za drzewami.
Puściłam się biegiem do domu. Po kilku minutach stałam w
tylnych drzwiach rozglądając się dookoła. Nie usłyszałam żadnego dźwięku
dochodzącego z domu. Weszłam po cichu i poszłam prosto do sypialni. Jutro był
piątek. To był dopiero pierwszy tydzień nauki i jeszcze nic nam nie zadali.
Przypomniałam sobie o randce z Erickiem. Obiecałam, że spytam Victorię czy mogę
pójść, ale tak naprawdę nie miałam na to ochoty. Pociągał mnie, ale teraz byłam
zbyt bardzo oczarowana Kieranem.
Lubiłam jego uśmiech, to szczere spojrzenie i jak na mnie
patrzył oczyma pełnymi troski, kiedy zrobiło mi się zimno. Przytulił mnie wtedy
a po moim ciele przebiegł przyjemny dreszcz. To było bardzo przyjemne, kiedy
myślałam, że może mu na mnie zależeć.
Pogrążona w rozmyślaniach nie zauważyłam, kiedy zapadł zmrok,
a ja siedziałam w moim ciemnym pokoju. Coś mnie w tym niepokoiło, ale nie
wiedziałam co. Niedługo będą moje urodziny, więc moja moc rosła, ale nie byłam
pewna czy to przeczucie pochodzi od niej, czy po prostu miałam taka intuicję.
Nagle moje okno rozświetliło się. Na podjazd wjechało czarne
BMW. Moi przyjaciele wyszli z samochodu, a Michale wjechał do garażu i
pomaszerował do domu. Nie wyglądali na zbytnio szczęśliwych. Zwykle po takiej
wyprawie tryskali dobrym humorem. Coś musiało się stać. Nie miałam odwagi zejść
do nich.
W końcu zrobiłam się głodna i poszłam do kuchni. Nikogo w
niej nie było. Wszyscy musieli pójść do swoich pokoi. Pewnie byli bardzo
zmęczeni po podróży, ale oni prawie nigdy się nie męczyli. Utwierdziłam się w
przekonaniu, że coś musiało się stać. Chciałam jak najszybciej wrócić do
pokoju. Nie zdążyłam dojść do schodów, kiedy usłyszałam głos Victorii.
-Alex, mogłabyś do nas przyjść?- skierowałam się do salonu.
Wszyscy siedzieli przy wyłączonym świetle. Coś musiało się stać.
-Cześć. Miło, że wróciliście.
-Cześć. Siadaj.- powiedziała Amelia.
-Widzę, że coś się stało. Powiecie mi, co czy mam zgadywać?
-Najpierw usiądź- pośpiesznie zajęłam miejsce w dużym,
wygodnym fotelu i spojrzałam na ich twarze. Były poważne.- Powiemy ci, bo chyba
to będzie najodpowiedniejsze. Chociaż nie powinniśmy, to lepiej, żebyś
wiedziała.
-No dobrze. Ale, o co chodzi? Coś się stało na treningu?- zapytałam
zbyt podniesionym głosem.
-Nie, nic się nie stało. Dostaliśmy pewną niepokojącą
wiadomość z domu. Ktoś tu przyjechał.- powiedziała szybko Laura.
-Ktoś? O co chodzi? Kto mógł tu przyjechać? Czego mi nie
mówicie?-pytałam spanikowana.
-Ktoś, kto bardzo chciałby cię znaleźć i uczynić swoją żoną,
albo raczej niewolnicą lub też po prostu zabić. Nie wiemy dokładnie. Wiemy
tylko, że ktoś tu jest i powinnaś uważać na siebie. Nigdzie nie możesz chodzić
od teraz sama.- Słowa Daniela nie spodobały mi się. Były bardzo poważne i
wiedziałam, że w najbliższym czasie nici z wędrówek po lesie.
-Wiecie, że ktoś tu jest, ale nie wiecie, kto. Może ktoś po
prostu zawędrował tutaj przez przypadek. To nie musi od razu oznaczać osoby
czyhającej na moje życie czy też raczej na tron.- odparłam szybko.
-Nie mamy pewności, ale jesteśmy przekonani, że ten ktoś
poluje na ciebie. Podszedł bardzo blisko domu. Był też w tym twoim ulubionym
miejscu w lesie- powiedział Michael.
Osłupiałam. W moim miejscu. Może podglądał mnie i Kierana, kiedy
rozmawialiśmy. Może nie zaatakował tylko, dlatego, że nie chciał mieć świadków.
Mógł zabić Kierana. Był przecież tam przede mną. W głowie kłębiły mi się
tysiące myśli. A jeżeli Kieran nie dotarł cało do domu. A może ten ktoś wolał
obserwować mnie, kiedy wracałam do domu.
-Nie możesz tam chodzić- zabrzmiał rozkaz od Daniela.
-Ale, umówiłam się tam z kimś jutro. Pójdę tylko na chwilę i
szybko wrócę. Nic mi nie będzie. Nie powinien zaatakować mnie przy świadkach.
-Księżniczko, zbliżają się twoje siedemnaste urodziny. Wtedy
będziesz najbardziej narażona na niebezpieczeństwa. Twoja moc będzie rosła, ale
będziesz zbyt słaba i rozchwiana, żeby z niej korzystać i się obronić. To zbyt
niebezpieczne- powiedział gładko Michael.
-Mike tutaj nie jestem księżniczką, tylko zwykłą dziewczyną.
Wiem, że za jakiś czas to nastąpi, ale mamy jeszcze trochę czasu. Pomiędzy
moimi siedemnastymi i osiemnastymi urodzinami będziecie się mną opiekować, więc
na pewno będzie dobrze. Nie przejmujcie się tak. Jestem pewna, że ten ktoś
przywędrował tutaj przypadkiem i wcale nie chce zrobić mi krzywdy. Może się
okazać nawet, że to ktoś z dworu, kto chciałby złożyć nam wizytę. Nie
przesadzajcie.- Powiedziałam.
-Alex, nie możemy ryzykować. Do czerwca musimy być pewni, że
jesteś cała i zdrowa, a wtedy będziemy mogli wyjechać i zajmować się tobą,
kiedy nie będziesz miała na nic siły. Po prostu boimy się o ciebie. Teraz
jesteśmy przyjaciółmi, ale kiedy wrócimy do domu znowu będziesz księżniczką
Alexandrą, a my tylko twoimi poddanymi. Gdy wyjdziesz za mąż, co prawdopodobnie
nastąpi niedługo po naszym powrocie, staniesz się królową. Nie możemy ryzykować
utraty ciebie. Jesteś zbyt ważna- Michael wydawał się bardzo przekonany o tym,
o czym mówił i dyskusja z nim nie miałaby sensu. Musiałam wynegocjować tylko
jedną rzecz. Z tego nie mogłam zrezygnować.
-Dobrze, będę uważać. Ale mam jeden warunek. Jutro wypuścicie
mnie z domu na pół godziny, żebym mogła spotkać się z kimś koło jeziorka,
wytłumaczyć mu, że nie możemy się tam spotykać i wrócę do domu. Zgódźcie się
tylko na to, a będę grzeczna aż do czerwca.
-No dobrze. Ale ktoś z tobą pójdzie- powiedziała Laura.
-Nie, nikt nie pójdzie. Pójdę sama. Nie będzie mnie tylko
chwilę. Szybko wrócę do domu. Nic mi się nie stanie. Jeżeli ten ktoś miałby
mnie zaatakować zrobiłby to już dzisiaj.
-Niech ci będzie. Ale pół godziny. Jeśli się spóźnisz
pójdziemy tam po ciebie- zagroził Daniel.
-Pół godziny w zupełności mi starczy. Nie martwcie się. A
teraz pozwólcie, że pójdę do siebie. Jestem zmęczona.
-Idź. Dobranoc- powiedziała Amelia.
-Dobranoc.
Pożegnałam się szybko i poszłam do pokoju. Przynajmniej będę
mogła spotkać się z Kieranem. Myślałam o nim chwilę i zapadłam w głęboki sen.
################################################################
Tym razem kolejny rozdział pojawił się o wiele szybciej bo miałam wenę :) Mam nadzieję, że wam się spodoba. Wątpię w moje umiejętności literacie aczkolwiek bardzo chciałabym, żeby nie były bardzo beznadziejne... Piszcie komentarze :) Pozdrawiam Sandra :D
Bisty normalnie :) Pisz szybko następny. Powodzenia z weną ;P
OdpowiedzUsuńFajne. x
OdpowiedzUsuńPo pierwsze: śliczny wygląd. Taki wiosenny *o*
OdpowiedzUsuńPo drugie: lepiej, żeby ta wena Cię nie opuszczała, bo bardzo fajne :3
Fajny i wciągający :p
OdpowiedzUsuńbardzo fajny rozdział
OdpowiedzUsuń1. Wygląd taki wiosenny, że na mojej twarzy od samego burzowego rana pojawił się uśmiech.
OdpowiedzUsuń2. Rozdział wciągający, ciekawy. Życzę weny na dalsze rozdziały <3
No nawet, nawet (:
OdpowiedzUsuńNie chcę być niemiła, ale biały tekst umieszczony na ciemnym tle bardzo trudno się czyta. Strasznie męczą się oczy c:
Świeeetny ! Uwielbiam takie rzeczy ! Jest to coś co kocham ! Bardzo mi się podoba pomysł jak i wykonanie . Uważam że będzie to świetne opowiadanie ! :D
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńKocham twojego bloga *_* Na pewno będziesz miała ogrom czytelników :) Pozdrawiam ;* /@Jerrylolly234
UsuńSwietne. ;)
OdpowiedzUsuńSuper ! :3
OdpowiedzUsuńWspaniałe opowiadanie ;) xx
OdpowiedzUsuńZajebiste!! Brak mi słów! <33
OdpowiedzUsuńSuper!!!!! xx
OdpowiedzUsuń