niedziela, 17 lutego 2013

Rozdział 3


            Nie wiedziałam co mam zrobić. Po mojej porannej porażce postanowiłam jednak nic nie gotować i zamówić pizze. Musiałam tylko znaleźć numer. Jak zwykle leżał na stoliku w salonie. Zadzwoniłam i usiadłam na kanapie. Włączyłam telewizor. Akurat leciała bardzo fajna piosenka.
            Pomyślałam o moim jutrzejszym spotkaniu z Erickiem. Co prawda miałam mu pokazać miasto, ale ten pomysł nie za bardzo mi się podobał. Nie lubiłam pokazywać się tam. W ogólne nie lubiłam przebywać  w jakimkolwiek mieście. Nie lubiłam tego hałasu. Zawsze był dla mnie przytłaczjący.
            Moje rozmyślania przerwał dzwonek do drzwi. Poderwałam się z kanapy i otworzyłam drzwi. Stał za nimi młody chłopak. Miał może 19 lat. Wysoki, szczupły o ładnych oczach i piwnych oczach. Uśmiechnął się i podał mi pizze. Zapłaciłam i wróciłam do salonu.
            Walentin nie byłby zadowolony z takiego obiadu, ale w końcu nie było go tutaj. Zjadłam dwa kawałki, a resztę włożyłam do lodówki.
            Nie chciałam siedzieć sama w domu. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je lekko.  Wyszłam na zewnątrz. Pomyślałam, że dawno nie biegałam po lesie. Kiedyś było to moje ulubione zajęcie. Podeszłam do tylnego ogrodzenia i przeskoczyłam przez nie. Cały czas sprawiało mi to wielką frajdę. Pobiegłam w stronę mojego ulubionego miejsca.
            Wiatr rozwiewał mi włosy. Poczułam przyjemny podmuch na twarzy. Już dawno nie czułam się tak dobrze. Zapomniałam już jak to jest biegać bez żadnych przeszkód przez wielki, zielony las. Instynktownie wiedziałam, w którą stronę pobiec.
            Zatrzymałam się po kilku minutach na pięknej polanie. Zaraz obok znajdowało się jezioro. Kochałam siedzieć na wielkim głazie obok tafli wody. Zawsze mnie to uspokajało. To i rozmowy z Walentinem o najpiękniejszych miejscach w moim kraju i o historii rodziny. To miejsce kojarzyło mi się ze spokojem, ciszą i bezpieczeństwem. W domu czułam się bardzo dobrze, ale to nigdy nie było to samo.
            Co za ironia. Kiedy przyjechałam do Pinewood nie chciałam nazwać tego miejsca domem. Byłam zła na wszystkich a najbardziej na mojego ojca. Uśmiechnęłam się pod nosem do swoich myśli.
            Spokój tego jeziora tak właśnie na mnie działał. Myślałam o sobie, o mojej przeszłości i przyszłości. Czasami bywało przytłaczająco. Byłam kimś, kto nie mógł decydować o swoim przyszłym życiu. Bardzo mnie to smuciło, ale w końcu pogodziłam się z tym. Nie potrafiłam zaakceptować przede wszystkim tego, że nie mogłam wybrać sobie męża.
            Myślałam przez chwilę siedząc na olbrzymim głazie. Nie zauważyłam chłopaka, który do mnie podszedł. Był wysokim brunetem o pięknych, ciemnych oczach i zniewalającym uśmiechu. Spojrzał mi prosto w oczy i odezwał się jedwabistym barytonem.
            -Witaj.- przywitał się grzecznie.
            -Cześć. Kim jesteś? Nigdy wcześniej cię nie widziałam.
            -Bo nie widziałaś. Dopiero tu przyjechałem. Nazywam się Kieran. Miło mi cię poznać. Jak ty masz na imię?
            -Mam na imię Alexandra. Znajomi mówią mi Alexa. Mi też miło cię poznać.
            -Co robisz w tak odludnym miejscu?
            -Bardzo lubię tu rozmyślać. To miejsce działa na mnie uspokajająco. Uwielbiam tu przychodzić.
            -Bardzo dobrze cię rozumiem. Pięknie tu.- mówiąc to zarumienił się trochę. Wyglądał słodko. – Niestety muszę już iść. Spotkamy się jeszcze kiedyś? Chciałbym cię lepiej poznać.- zapytał. Zastanowiłam się chwilę nad odpowiedzią. Nie znałam go i nie byłam pewna, czy mam się z nim znowu spotkać.
            -Może jeszcze kiedyś się spotkamy.-uśmiechnęłam się do Kierana. Spodobał mi się i chciałam go jeszcze kiedyś zobaczyć.- Przyjdę tu jutro. Może wtedy?
            -Mi się ten pomysł bardzo podoba. Więc do zobaczenia jutro. Miło było mi cię poznać.
            -Do zobaczenia. Mi również.- odszedł powoli w stronę lasu i po chwili zniknął mi z oczu. Przez chwilę zastanawiałam się kim był Kieran. Nigdy w życiu go nie widziałam. Nigdy nikogo nie było w tym miejscu. Było odosobnione od wszystkiego i dlatego tak bardzo je lubiłam. Mogłam tu rozmawiać o wszystkim i nikt tego nie słyszał. Mogłam też tu w spokoju myśleć bez ryzyka, że ktoś mi przeszkodzi.
            Odwróciłam się w stronę jeziora. Było tak pięknie błękitne. Bił od niego spokój i harmonia. Dobrze mi zrobiło to uczucie. Po odejściu Walentina byłam tak niespokojna, że nie dawałam rady się na niczym skupić.
            Pomyślałam jak bardzo miło by było wskoczyć do wody i popływać. Nie zrobiłam tego jednak. Zeskoczyłam z głazu i poszłam w stronę domu. Po kilkunastu metrach puściłam się biegiem. Zaczęło zmierzchać. Nie spodziewałam się spędzić w moim azylu aż tyle czasu.
            Weszłam tylnymi drzwiami do kuchni. Zastałam w niej nienaganny porządek. Na wyspie stał talerz ze spaghetti. Wzięłam go i poszłam do salonu. Usiadłam przed telewizorem i go włączyłam. W tamtej chwili usłyszała mnie Victoria. Widziałam złość w jej oczach pomimo że starała się ją ukryć.
            -Dlaczego nie było cię w domu kiedy wróciłam?- zapytała zirytowana. Przełknęłam spaghetti i spojrzałam na nią.
            -Przepraszam. Poszłam nad jezioro i zapomniałam napisać ci wiadomość. Następnym razem na pewno nie zapomnę.
            -Dobrze. Nie musisz mi się tłumaczyć. Nie jestem Walentinem. Ale widzę zmianę w twoich oczach. Co się stało?
            -Nic się nie stało. Wiesz jak to miejsce wpływa na mnie kojąco.
            -Nie o to mi chodzi. Widzę w twoich oczach błysk. Co tam robiłaś? Chyba nie byłaś tam sama? Zgadłam?           
            -Cóż poniekąd masz rację. Nie byłam tam sama. Kiedy siedziałam na kamieniu podszedł do mnie chłopak. Kieran. Był bardzo miły i mi się spodobał. Mam się z nim tam jutro spotkać.
            -Widzę jak na ciebie podziałał. Na pewno był seksowny i miał piękny uśmiech. Znowu zgadłam, prawda?
            -Tak. Używasz swoich zdolności czy po prostu zgadujesz?- zapytałam. Vica ma zdolność wglądu w przeszłość i przyszłość. Czasami mnie to denerwowało, ale bywało też przydatne. Jej moc mniej mnie denerwowała od mocy chłopców, ale i tak była czasami irytująca.
            -Nie używam żadnych mocy. Po prostu wiem jakich chłopaków lubisz.- uśmiechnęła się odsłaniając równe, białe zęby.
            -Nie wierzę ci. Dasz mi dokończyć obiad?
            -Pewnie. A śpieszy ci się gdzieś?- ona chyba nie da mi dzisiaj spokoju. Spojrzałam na nią wymownie i zjadłam trochę makaronu.
            -Dobrze. Widzę jak na mnie patrzysz. Już ci nie przeszkadzam.- Odeszła do swojego pokoju.
            Skończyłam jeść spaghetti i odstawiłam talerz do zmywarki. Weszłam na górę o schodach. Rozejrzałam się i zobaczyłam otwarte drzwi Amelii. To dziwne, bo przecież pojechała z chłopakami trenować. Zamknęłam je i weszłam do swojego pokoju. Nie miałam ochoty oglądać telewizji. Otworzyłam drzwi garderoby i skierowałam się do jednej z szaf. Wyjęłam z niej szarą, obcisłą podkoszulkę, krótkie szorty i poszłam do łazienki. Wzięłam długi prysznic.
            Ubrałam się i pozwoliłam moim długim włosom swobodnie opadać na ramiona i plecy. Poczułam się bardzo dobrze. Weszłam na łóżko i przytuliłam się do poduszki. Spojrzałam w okno. Coraz bardziej było widać nadchodzącą jesień. Liście na drzewach były czerwone. To była moja ulubiona pora roku. Kochałam kolorowe liście i powoli zbliżały się moje urodziny.
            Nawet nie wiedziałam kiedy zasnęłam.  Śnił mi się Kieran. Pływaliśmy w jeziorze i flirtowaliśmy. Nie chciałam się budzić. Było mi dobrze i błogo. Jednak się obudziłam. Usiadłam na łóżku i objęłam się rękami.




*********************************************************************************


Przepraszam, że musieliście tak długo czekać na kolejny post ale miałam dużo nauki. Prawie codziennie sprawdziany i kartkówki. Oszaleć można. Pod postem jak zwykle zostawiajcie jak najwięcej komentarzy. Bardzo cieszy mnie każdy z nich ale też piszcie swoje nicki z tt to będę was informować o każdym kolejnym rozdziale. Mam nadzieję, że rozdział 3 się spodobał. Kolejny postaram się dodać szybciej. Oby też podobał wam się nowy wygląd bloga. Przy okazji mam małą prośbę. Obserwujcie bloga :) To dla was tylko małe kliknięcie :D Pozdrawiam wszystkich.
                                                                                                                                      Sandra

piątek, 1 lutego 2013

Rozdział 2


            Obudziłam się następnego dnia około piątej rano. Rany, nie miałam pojęcia, że będę aż tak długo spać. Właśnie doszło do mnie, że naprawdę byłam zmęczona sprawą z Walentinem. Rozejrzałam się po pokoju. Panował w nim półmrok, ale wszystko doskonale widziałam. Postanowiłam wziąć prysznic.
Weszłam do łazienki i spojrzałam w lustro. Cienie pod oczami wreszcie zniknęły. Chyba rzeczywiście potrzebowałam snu. Zdjęłam moje wczorajsze ciuchy i weszłam pod prysznic. Spłynął na mnie strumień ciepłej wody. Bardzo mnie to orzeźwiło. Stałam tam przez dwadzieścia minut. Umyłam włosy i wyszłam z prysznica. Owinęłam się ręcznikiem i wróciłam do pokoju. Nie chciało mi się jeszcze ubierać. Było też za wcześnie żeby zejść i zjeść śniadanie. Spojrzałam na telefon. Zero nowych wiadomości. W końcu czego mogłam się spodziewać. Nie rozmawiałam ze zbyt wieloma osobami ze szkoły i miasteczka. Nikomu z nich też nie dałam mojego numeru. Przecież w końcu i tak będę musiała stąd wyjechać. Więc po co zostawiać po sobie jakieś ślady.
Poszłam do garderoby. Wisiało w niej bardzo wiele ubrań. Czasami lubiłam pojechać na zakupy z Victorią i Laurą. Im sprawiało to o wiele większą frajdę, ale mogłam od czasu do czasu wybrać się na zakupy. Czasami denerwowało mnie to, że były moimi poddanymi i nie mogły mówić, że wyglądam źle w czymś. Od jakiegoś czasu udawało mi się to zmienić. Mieszkałyśmy razem od kilku lat i nie czułam się z nimi jak z poddanymi tylko jak z przyjaciółmi.
Po ostatnim wypadzie miałam kilka nowych bluzek, trzy pary spodni, dwie spódniczki i cztery sukienki. Po chwili namysłu stwierdziłam, że na spódniczki jest dzisiaj chyba trochę za zimno. Wciągnęłam nowe jeansy, czerwony T-shirt i założyłam na uszy parę rubinowych kolczyków. Wróciłam do sypialni i zobaczyłam na zegar. Była szósta rano. Usiadłam przy toaletce i trochę pomalowałam oczy. Nie potrzebowałam tego, ale stwierdziłam, że mi nie zaszkodzi.
Zbiegłam do kuchni. Nikogo w niej nie było. Słyszałam krzątaninę w pokoju Amelii. Na pewno już się obudziła. Chłopcy pewnie jeszcze spali. Pomyślałam, że skoro nikt się do tego jakoś specjalnie nie gotuje, to zrobię śniadanie. Wyciągnęłam kilka potrzebnych rzeczy i zrobiłam naleśniki. To był chyba dobry pomysł jak na tak wczesną porę. Z wykonaniem jednak było gorzej. Po kilku chwilach mojej nieudolnej pracy do kuchni weszła Laura. Zobaczyła mnie stojącą przy kuchence.
-Co ty, do diabła, robisz?
-Naleśniki.
-Wiesz co, zostaw to i idź się pouczyć. Ja to skończę.- widziałam jej niezadowoloną minę i odsunęłam się. Od razu zabrała się do pracy. Wróciłam do swojego pokoju. Nie miałam w nim co robić.
Poszłam do łazienki. Byłam bardzo wdzięczna za to, że każdy miał swoją łazienkę. Ten dom był świetny. Idealna liczba sypialni i łazienek. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Wyglądałam dobrze w nowych ciuchach. Nie miałam ani grama tłuszczu. Właściwie nie mogłam mieć. To było takie wygodne. Mogłam jeść co chciałam i ile chciałam, a i tak nigdy nie przytyję. Miałam  około metra osiemdziesięciu wzrostu, długie brązowe włosy, czarne oczy i smukłą figurę. Moje brązowe włosy były fenomenem. Bardzo mało osób o latynoskim wyglądzie miało takie. Ale ja się z nich cieszyłam. Bardzo dobrze kontrastowały z moją skórą.
Wyszłam z łazienki. Zapomniałam założyć butów. Weszłam do garderoby i włożyłam botki na płaski obcasie. Bardzo mi się podobały. Z pokoju wzięłam potrzebne na ten dzień rzeczy i zeszłam na dół. Od razu poczułam zapach naleśników. Odłożyłam moje rzeczy na stolik i skierowałam się do kuchni. Laura już kończyła, a obok niej Daniel parzył kawę.
-Dzień dobry ranny ptaszku. Od kiedy to wstajesz tak wcześnie?- spytał figlarnie Daniel.
-To, że wstaje przed tobą nie znaczy, że jestem rannym ptaszkiem. Po prostu nie jestem tak leniwa jak ty.- odgryzłam się. Nie miałam ochoty na żadne kłótnie od rana. Chciałam tylko w spokoju zjeść śniadanie. Po kilku chwilach zeszli również Michael, Amelia i Victoria. Michael przeciągnął się w progu i podszedł do ekspresu. Nalał sobie kubek kawy i uśmiechnął się.
-Czuję, że dzisiaj będzie dobry dzień. Mam ochotę na trening. Daniel pójdziesz ze mną? Chyba, że mam poprosić dziewczyny.
-Stary nie będziesz musiał. Pójdę z tobą. Gdzie?
-Chyba pojedziemy gdzieś na obrzeża parku. Co ty na to?
-Może być. Wybierzecie się z nami?- wiedziałam, że nie pyta mnie więc wzięłam sobie kubek kawy, naleśniki i wyszłam do jadalni. Usiadłam na moim zwykłym miejscu i zaczęłam jeść śniadanie. Z nudów włączyłam MTV. Leciał teledysk Eda Sheerana. Zapatrzyłam się w niego. Nie zauważyłam, kiedy podszedł do mnie Michael.
-A ty nie miałaś się dzisiaj przypadkiem spotkać z tym nowym?-spytał. Zupełnie o tym zapomniałam. Spojrzałam na zegar. Była 7:30. Byłam spóźniona. I tak nie zdążę mu pokazać szkoły. Zanim wyjdę i wezmę samochód zajmie dziesięć minut. Kolejne dziesięć na dojechanie do szkoły. Pomyślałam, że Eric i tak pewnie o tym zapomniał więc przestałam się przejmować.
Pięć minut później wyszłam z domu i poszłam po mój samochód. Nie jeździłam nim zbyt wiele, ale skoro chłopaki mieli jechać po szkole potrenować to czemu nie. Pojechałam do szkoły. Na parkingu było już całkiem sporo aut. Lekcje zaczynały się dopiero za dziesięć minut. Nieśpiesznym krokiem udałam się w kierunku budynku, w którym miała się odbyć następna lekcja.
Na korytarzu było coraz więcej osób. Poszłam do klasy. Nauczycielki jeszcze nie było więc usiadłam na swoim zwykłym miejscu. Myślałam o moim dzisiejszym dniu. Nie wiedziałam co będę robić. Wszyscy pojadą na trening a ja zostanę sama w tym wielkim domu. Lubiłam go ale na pewno strasznie bym się nudziła. Zadzwonił mój telefon. Wyciągnęłam go i spojrzałam na ekran. Jedna nowa wiadomość od Amelii. Nie miałam teraz na to ochoty. Schowałam telefon i spojrzałam na tablicę. Jeszcze nic nie było na niej napisane. Wpatrywałam się w nią, aż zadzwonił dzwonek.
Ta lekcja była bardzo nudna. Nie lubiłam chemii. Nigdy mi się ten przedmiot nie podobał. Rok zaczęliśmy od powtórek. Nie potrzebowałam ich. Moja pamięć nigdy mnie nie zawodziła i nigdy nie musiałam nic powtarzać. Lekcja minęła całkiem szybko.
Na przerwie śniadaniowej poszłam na dziedziniec. Usiadłam na trawie i wyjęłam z torby śniadanie. Nie byłam zbyt głodna. Schowałam je z powrotem i przyglądałam się wielkiemu klonowi na wschodniej stronie placu. Liście zdążyły już zżółknąć i spadały z drzewa. Pod nim siedziała jakaś para i przytulała się do siebie.
Czasami zastanawiałam się jakby było czuć się jak oni. Przytulać, całować i nie zwracać uwagi na cokolwiek innego poza tą drugą osobą. Nigdy nie miałam tego zaznać. Ojciec pewnie już od dawna szukał kandydata na mojego męża. Ciekawe kto to jest? Nie lubiłam zbytnio dzieci wysoko postawionych ludzi. Zawsze byli tacy okropni. Uważali się za lepszych od innych. Wspomnienie ich nie wywoływało u mnie przyjemnych wspomnień.
-Cześć.- z zamyślenia wyrwał mnie znajomy głos. Podniosłam głowę.
-Cześć.- miło odpowiedziałam i z powrotem spojrzałam na drzewo.
-Nie było cię dzisiaj. Czekałem.- nie wyglądał na złego, ale raczej rozbawionego.  Uśmiechnęłam się do niego.
-Wiem. Przepraszam, zapomniałam o tym.- przeprosiłam go grzecznie. Nie żałowałam, że o tym zapomniałam. Mógł poprosić kogokolwiek innego, a wybrał właśnie mnie.
-Nic się nie stało. Chcesz wiedzieć jak możesz mnie za to przeprosić?
-Przeprosić? Właśnie cię przeprosiłam. Chyba nie oczekujesz nic poza tym.- zdziwiło mnie to co powiedział. Nie byłam mu nic winna. Nie powinien o nic mnie znowu prosić. Nie byłam jego własnością.
-Wiem, ale chyba zależy mi się jakieś zadośćuczynienie.- powiedział z szerokim uśmiechem. – Może wybierzesz się ze mną na kawę lub do kina?
-Nie sądzę.- odpowiedziałam pośpiesznie. Wstałam i od niego odeszłam. Zaskoczyła mnie taka propozycja. Nie chciałam się z nim spotkać. Nie znałam go, a poza tym Daniel i Michael na pewno nie byliby z tego zadowoleni.
Poszłam w stronę budynku. Miałam jeszcze cztery lekcje. W tym jedną z Erickiem. Chciałam się zerwać z tych lekcji, ale nie mogłam. Czasami szkoła bardzo mnie denerwowała. Gdy uczyłam się w domu, w moim kraju, lekcje były zupełnie inne. Nie musiałam uczyć się wielu z nich. Po prostu nie były mi potrzebne. Musiałam jakoś to wytrzymać. Za rok kończyłam szkołę i nie będę już musiała iść do żadnej innej.
Kolejne dwie lekcje były dosyć interesujące. Zawsze lubiłam geografię. Oglądaliśmy film o Merkurym. Eric co chwilę patrzył na mnie. To było bardzo denerwujące. Dałam mu wyraźnie do zrozumienia, że nic ode mnie nie dostanie, ale nic do niego nie dotarło. Postanowiłam porozmawiać z nim po lekcji i wszystko jeszcze raz mu wytłumaczyć. Wtedy obejrzał się i spojrzał na mnie bardzo przenikliwie.
-Dlaczego się tak cały czas na mnie gapisz?- zapytałam rozdrażniona.
-Nie gapię. Przywidziało ci się.- odpowiedział ze swoim irytującym uśmieszkiem- Nie jesteś w moim typie.- tego już nie miałam zamiaru znosić. Odwróciłam się w kierunku telewizora. Jeszcze nikt nigdy tak mnie nie potraktował. Chłopcy czasami prosili mnie o spotkania, ale zawsze odmawiałam. Eric był pierwszym, który powiedział, że nie jestem w jego typie. Od tej chwili nie chciałam mieć z nim nic wspólnego.
Spojrzałam na ekran. Ten film nie był zbyt ciekawy. Lubiłam geografię, ale takie rzeczy mnie nudzą.
-No hej. Nie obrażaj się na mnie. Jesteś bardzo ładna. Naprawdę.- znowu odezwał się Eric, ale już go nie słuchałam. Nie chciałam z nim już nigdy rozmawiać.
Na szczęście zadzwonił dzwonek. Szybko zabrałam swoje rzeczy i wybiegłam z klasy. Zatrzymałam się przy szafce. Na korytarzu nie było jeszcze zbyt wiele osób.
-Co za kretyn.-powiedziałam do siebie. Odwróciłam się i otworzyłam kłódkę. Wyjęłam książki na kolejną lekcję. Zamierzałam schować się w łazience i poczekać na kolejny dzwonek. Nie zdążyłam wziąć wszystkich książek a on już był przy mojej szafce i opierał się o kolejną.
-No hej. Nie złość się. Jestem nowy w tej szkole i nie wiem jak mam się zachować. Naprawdę wybacz mi.- uśmiechnął się przymilnie, ale na mnie to nie działało. Byłam zbyt zła.
-Czy ze wszystkich dziewczyn w tej szkole musiałeś się przyczepić akurat do mnie. Nie wiem co ja ci zrobiłam, ale proszę cię daj mi wreszcie spokój. Tylko to.
-No jeżeli tego chcesz to dobrze. Ale naprawdę przydał by mi się przewodnik po mieście. Nie chcę cię do niczego zmuszać. Jeżeli nie chcesz po prostu powiedz.- spojrzał na mnie smutnymi oczami. Coś się w nich zmieniło. Nie było już tego łobuzerskiego błysku. Wyglądał, jakby rzeczywiście żałował tego, co mi powiedział na lekcji. A może to ja przesadziłam. W końcu mogłam się pomylić, a on naprawdę parzył na film. Ale mogłam przysiąc, że na mnie.
Cała moja złość wyparowała w jednej chwili. Już nie chciałam się na niego złościć. Postanowiłam mu pomóc.
-No dobrze. Oprowadzę cię po mieście.- powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego miło. Chyba nie był aż taki zły. Odpowiedział mi pięknym, szczerym uśmiechem.
-A co z kawą? Dasz się zaprosić?
-Ale ci na tym zależy. Już dobrze. Możemy iść na kawę.
-Świetnie. Przyjadę jutro po ciebie, a potem odwiozę do domu. Co ty na to? A ty pokażesz mi po szkole miasto.- powiedział według mnie trochę zbyt śmiało.
-Niech ci będzie. Wiesz gdzie mieszkam?
-Jasne. Nikt tu nie ma takiego wielkiego domu jak ty. Więc do zobaczenia jutro.
-Do zobaczenia.- pożegnał się i odszedł. W tej samej chwili zadzwonił dzwonek na ostatnią lekcję. Poszłam w stronę sali od matematyki. Nauczycielka jak zwykle się spóźniła.
Siedziałam na swoim zwykłym miejscu z tyłu klasy. Po kilku chwilach matematyczka weszła pewnym krokiem do klasy. Lekcja wreszcie się zaczęła. Tematem był Kartezjusz. Mieliśmy przeczytać jego biografię, a potem streścić ją do zeszytu. Każdy, kto skończył dostawał kartkę z zadaniami. Było ich pięć. Każde z innego działu książki. Nie wiem jaki miało to cel. Szybko rozwiązałam wszystkie i podeszłam do nauczycielki z gotowymi odpowiedziami. Pani Sporrow szybko je sprawdziła i powiedziała, że mogę wrócić na miejsce. Reszta klasy jeszcze nie skończyła.
Nagle mój telefon zadzwonił. Wyjęłam go pośpiesznie i zobaczyła jedną wiadomość. Odczytałam ją szybko.

            Jedziemy dzisiaj na trening za zachodnią cześć parku. Laura i Amelia jadą z nami. Victoria zostaje z tobą.
                                                                                                          Daniel

Więc miałam wieczór w domu tylko z Victorią. Pewnie obejrzymy jakiś film. To nie był pierwszy taki wieczór. Vic nigdy nie była wielką fanką treningów. Wolała zostawać w domu. Nie mieliśmy znajomych w szkole. Zadowalaliśmy się swoim towarzystwem. Nie spędzaliśmy ze sobą bardzo dużo czasu. Mieliśmy swoje własne życie. Wiedzieliśmy, że po powrocie do naszego prawdziwego domu już nie będziemy ze sobą mieszkać i zachowywać się jak normalne amerykańskie nastolatki.
Zadzwonił dzwonek. To była moja ostatnia lekcja. Wzięłam książki i wyszłam z klasy. Podeszłam do szafki. Czekała przy niej Amelia.
-Cześć. Nie wiem czy chłopcy cię o tym poinformowali, ale Vic zostaje z tobą w domu. Macie wieczór na robienie co chcecie. My wrócimy jutro rano. Nie wybieramy się jutro do szkoły.
-Wiem. Daniel napisał mi SMS.
-To dobrze. Więc do jutra.- odwróciła się i odeszła. Włożyłam książki do szafki i wyszłam ze szkoły. Poszłam w kierunku parkingu. Wsiadłam do samochodu i odjechałam. Ten dzień był bardzo dziwny. Miałam całe popołudnie na to, żeby wszystko sobie poukładać w głowie.
Po piętnastu minutach byłam już w domu. Weszłam do środka, zdjęłam kurtkę i buty. Laury miało nie być więc nikt nie zrobi obiadu. Musiałam poradzić sobie sama z moimi bardzo małymi umiejętnościami kulinarnymi. 




Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Przepraszam, że tak długo go pisałam, ale miałam dużo obowiązków w szkole. Następny powinien pojawić się wcześniej. Piszcie swoje opinie. Są dla mnie bardzo ważne. :)