czwartek, 25 kwietnia 2013

Rozdział 9


            Stałam w jakimś pokoju. Był duży, na ścianach znajdowały się duże okna i gobeliny, a podłogę pokrywała mozaika. Stały w nim dwie duże sofy, fotele i stolik. Po prawej stronie stał kominek, w którym paliły się duże drwa. Iskry strzelały w górę, a jasny płomień oświetlał pomieszczenie. W półmroku dostrzegłam kontury dużej komody, na której stały  książki. Na kamiennej podłodze, pod stolikiem leżał dywan.
            Byłam pewna, że nigdy wcześniej nie widziałam tego miejsca. Coś przede mną zaskrzypiało. Otworzyły się wielkie, dębowe drzwi i kilka osób weszło do środka. Schowałam się za komodą i patrzyłam co się dzieje. Kilka osób usiadło, dwie ciągle stały. Twarz jednej z nich wyrażała złość. Jego oczy ciskały błyskawice w kierunku kogoś, kto siedział przed nim. Osobą obok był nieznajomy z mojego snu. Nie miałam pojęcia co robiłam w tamtym miejscu. To nie mógł być sen, skoro nigdy w życiu tam nie była. Pokój przypominał komnatę w zamku.
            -Jak śmiesz przyjeżdżać tu bez twojego celu?- zagrzmiał jeden z mężczyzn.- Już nie pamiętasz, po co tam pojechałeś!? Miałeś wrócić z księżniczką. Bez niej nasza pozycja w tym państwie będzie bezwartościowa. Musisz znaleźć Alexandrę i siłą czy nie uczynić  z niej swoją towarzyszkę.
            Usłyszałam swoje imię, a włosy stanęły mi na karku. Kim oni są i czego ode mnie chcą. Czy to przed nimi ostrzegano mnie od lat. Ale ten mężczyzna, który ostrzegł mnie w śnie nie mógł być zły. W końcu chciał mnie ostrzec. Już nic nie miało sensu. Nie wiedziałam już, czy mogę mu zaufać czy nie. Myśli tak bardzo mnie pochłonęły, że nie słyszałam jaka była odpowiedź mężczyzny, który siedział. Kiedy znowu spojrzałam w ich stronę on opuszczał pokój. Znowu odezwał się ten zdenerwowany.
            -Nie sądziłem, że zawiedzie. To do niego niepodobne. Musi jak najszybciej tam wrócić i zdobyć zaufanie księżniczki lub ją porwać. To już zależy od niego. Alexandra musi zostać jego towarzyszka czy tego chce czy nie.
            -Panie, przepraszam, że przerywam, ale jeżeli jest tak jak mówi i chronią ją świetni wojownicy niech lepiej wszystko ucichnie i dopiero wtedy tam wróci. Tak będzie mądrze. Powiedział, że wystarczą mu trzy tygodnie i przestaną ją aż tak bardzo kontrolować. Potem mamy jeszcze dużo czasu do jej przemiany. Zacznie się dopiero na końcu czerwca.
            -Może masz racje Kielu. Poczekamy kilka tygodni, a wtedy mój bratanek wróci tam. Pójdź i go o tym poinformuj. A wy, drodzy panowie poczekacie jeszcze trochę na przejęcie władzy. Proszę wróćcie do swoich komnat. Porozmawiamy później.
            Wyszedł z pokoju tak jak ten przed nim. Reszta osób została chwilę i dyskutowali o tym, co powiedział ten, który był tam chyba władcą. Bałam się ruszczyć zza komody, żeby nikt mnie nie zauważył. Stałam tam i czekałam,  aż wyjdą.  Myślałam, że minęło bardzo dużo czasu, kiedy wreszcie postanowili opuścić komnatę. Pierwszy wyszedł Kiel, a za nim reszta zgromadzonych. Wyłoniłam się z mojej kryjówki. Gdy spojrzałam na meble znajdujące się w pokoju, nagle krajobraz zmienił się. Już nie stałam w ciemnej sali tylko znowu w jaskini. Tym razem nigdzie nie było mgły, ale świeciło słońce.
            Przyjrzałam się uważnie masywom górskim. Nie umiałam ich rozpoznać. Wiedziałam tylko, że znajduję się bardzo wysoko w górach. Nad jaskinią rosło jakieś drzewo. Obok niego wygrzewał się wąż. Spojrzałam na niego, a wtedy ktoś odezwał się za mną. Prawie krzyknęłam. Nie cierpiałam gdy ktoś zachodził mnie od tyłu. Czułam się wtedy bezbronna.
            -Witaj księżniczko. Mam nadzieję, że słuchałaś tego, co przed chwilą ci pokazałem.
            -Więc to wszystko ty mi pokazywałeś? Całą tą rozmowę? Ale jak? Myślałam, że to tylko mój sen. Kim ty jesteś i dlaczego mi to wszystko pokazujesz? Proszę, odpowiedź mi.- prosiłam zrezygnowana.
            -Tak, to ja pokazałem ci to wszystko. Nazywam się Kiel, ale o tym chyba już wiesz. To wszystko było bardzo łatwe. Po prostu przekazałem do twojego snu moje wspomnienie. Nie chcę, żeby stało ci się coś złego. Nie mogę ci niestety nic więcej zdradzić, bo jeżeli ktoś się o tym dowie, że mówię ci cokolwiek zostanę zabity. Teraz czas odejść, ale pewnego dnia spotkamy się znowu.  Żegnaj księżniczko.
            -Czekaj, kto chce mnie porwać? Proszę powiedź mi.- prosiłam, ale go było.
            Obudziłam się w swoim pokoju. Zamrugałam gwałtownie i podniosłam się. Co się stało w mojej głowie? On włamywał się do moich snów? Co takiego chciał mi pokazać. Tamten zdenerwowany mężczyzna wypowiedział moje imię, ale kim on był. Mówił coś o swoim bratanku. Że kim on ma mnie uczynić? Swoją towarzyszką? To znaczyło, że miałam być jego żoną.
            Byłam zła na siebie. Zbyt bardzo wstrząsnęły mnie jego słowa i nie wiedziałam kto mu odpowiadał. Może go znałam. Musiał być mniej więcej w moim wieku. Michael i Daniel mówili, że ktoś tu zawędrował. Czy to o niego chodziło? W takim razie nie byłam bezpieczna. Musiałam o tym komuś powiedzieć. Wstałam. Poczułam lekkie zawroty głowy.
            Doszłam do salonu i zemdlałam. Coś złego się ze mną działo. Nigdy wcześniej się tak nie czułam. To nie powinno się wydarzyć. Obudziłam się na sofie. Obok mnie siedziała Laura. Michael musiał gdzieś wyjść. Patrzyła smutnymi oczami, ale dostrzegłam w nich też ulgę.
            -Alex co się z tobą dzieje? Nigdy wcześniej nie mdlałaś. Martwiłam się o ciebie.- powiedziała przestraszonym głosem.
            -Nie wiem. Ale już czuję się lepiej. Nie kręci mi się w głowie. Jest dobrze. Nie zamartwiaj się tak.
            -Jak mam się nie zamartwiać?!- wykrzyknęła spanikowana.- Jesteś pod naszą opieką i musimy o ciebie dbać. Jeżeli coś ci się stanie to za to odpowiemy.
            -Przepraszam, że tak powiedziałam. Masz rację. A teraz muszę ci coś powiedzieć. Ale nie spodoba ci się to. Pewien mężczyzna zmieniał moje sny. Albo jak on mi to powiedział wkładał swoje wspomnienia w moje sny. Nie powiedziałam wam tego za pierwszym razem, ale to się powtórzyło.
            -Źle zrobiłaś, że nam o tym nie powiedziałaś. Tak się nie powinno dziać. Nie można wchodzić w cudze sny. To zakazane i grozi śmiercią.- widziałam panikę w jej oczach. Nigdy wcześniej nie widziałam jej w takim stanie.- Poczekamy na Michaela i wtedy opowiesz nam wszystko. Pewnie zastanawiasz się, gdzie jest Amelia, Victoria i Daniel.
            -Tak, masz rację. Zastanawiałam się, gdzie są, ale o to nie spytałam. Więc, gdzie są?- spytałam zaciekawiona.
            -Pojechali spotkać się z medykiem. Twoja choroba nas zaniepokoiła i baliśmy się. Kiedy tylko spotkają się z nim, wrócą. Zostałam tylko ja i Michael. Postanowiliśmy, że wystarczy, bo już od kilku dni nie widzieliśmy śladów nikogo, kto mógłby zagrażać twojemu zdrowiu.
            -Zadzwoń po Michaela. Opowiem wam o wszystkim, a potem pójdę się położyć.
            -Już idę. Może przyniosę ci coś do picia? Chcesz herbatę?- spytała miło.
            -Tak, dziękuję.- podziękowałam i oparłam głowę o oparcie sofy.
            Musiałam powiedzieć im o tym tajemniczym mężczyźnie. Czułam jednak, że nie powinnam. On chciał mnie chronić. Postanowiłam, że nie opowiem im o Kielu, ale o rozmowie kilku mężczyzn. Kim był chłopak, który chciał uczynić mnie swoją towarzyszką. To było równe z żoną. Nie chciałam mieć jeszcze męża. Nie skończyłam nawet siedemnastu lat. Myśl o małżeństwie nie spodobała mi się. Chociaż wiedziałam, że kiedy wrócę, będę musiała wyjść za maż, ale jeszcze nie teraz.
            Usiadłam, kiedy Laura przyniosła mi herbatę. Za nią szedł Michael. Musiał być gdzieś blisko, skoro zjawił się tak szybko. Wypiłam kilka łyków i podniosłam wzrok. Przyglądali mi się w milczeniu. Nie miałam pewności, czy mam zacząć mówić, czy może siedzieć cicho. Pociągnęłam łyk herbaty, kiedy odezwał się Michael.
            -Powiedz nam, co widziałaś w snach. Niczego nie pomijaj. Musimy wiedzieć wszystko. Kiedy zdarzyło ci się to po raz pierwszy?- zapytał w końcu.
            -Kilka dni temu. Obudziłam się w jakiejś jaskini wysoko w górach. Zeszłam kilkanaście metrów w dół i spotkałam tam jakiegoś mężczyznę. Powiedział wtedy „Nie wszyscy są tym, kim się wydają” czy coś takiego. Nie wiedziałam co mam o tym myśleć. Nie powiedziałam wam wtedy, bo wydawało mi się, że to tylko sen.
            -Dobrze, a pamiętasz imię tego mężczyzny? Lub cokolwiek innego?- dopytywał się.
            -Nie przedstawił mi się wtedy. Mówił jeszcze, że w tamtym miejscu zawsze znajdę schronienie. Nigdy wcześniej nie widziałam tego miejsca i nie wiem, gdzie może się znajdować.
            -Nic więcej nie pamiętasz? A za drugim razem? Co wtedy widziałaś?- pytał cały czas Michael.
            -Na początku byłam w jakiejś komnacie. Wyglądało to na zamek, ale nie jestem pewna. Było tam niewiele mebli. Kiedy weszli jacyś mężczyźni schowałam się za komodą. Rozmawiali o mnie. Jeden z nich był bardzo zły i krzyczał na kogoś siedzącego przed nim.
            Opowiedziałam mu wszystko, co pamiętałam. Nie zdradziłam tylko imienia Kiela. Czułam, że mogę mu ufać. Wydawał się dobry. Nie chciałam się pomylić, ale nie mogłam im o nim powiedzieć. Wierzyłam, że robię dobrze. Po godzinie wyjaśnień pozwolili mi wrócić do pokoju.
            Weszłam po schodach i skierowałam się prosto do łazienki. Musiałam wziąć prysznic i pomyśleć. Gdy już to zrobiłam, wyszłam na taras i rozejrzałam się. Liście spadały z drzew. Wszystko wyglądało bardzo spokojnie. Usiadłam na fotelu i pomyślałam o Kieranie. Ciekawe, co teraz robił. Powiedział tylko, że musi załatwić jakieś sprawy rodzinne. Nie zdradził nic więcej. Byłam pewna, że to nie on jest osobą, która mnie okłamuje.
            Przypomniało mi się tez o Ericku. Miałam się z nim spotkać, ale zachorowałam. Wiadomość o tym zasmuciła go, wyczułam to w jego głosie. Musiałam się z nim jeszcze spotkać. Był dobrym chłopakiem, ale myśląc o nim, poczułam się jakbym zdradzała Kierana. Nie byliśmy parą, ale on mnie pocałował. Co prawda tylko w policzek, ale to dużo dla mnie znaczyło.
            Kieran był bardzo wysoki, umięśniony, ale nie przesadnie napakowany. Miał ciemne włosy i cudowne, zniewalające oczy. Nie mogłam przez nie myśleć. Robiły z mojego mózgu papkę. Erick to też przystojniak. Ciemne włosy, szmaragdowe oczy i słodkie dołeczki w policzkach.
            Nie wiedziałam, którego mam wybrać. Obydwoje byli świetni, ale tak naprawdę zbyt wiele o nich nie wiedziałam. Spotkałam się z Erickiem, wtedy jednak on wypytywał mnie o wszystko. O Kieranie też zbyt wiele się nie dowiedziałam. Kiedy spotkam ich następnym razem, musze postarać się dowiedzieć o nich więcej. Przynajmniej tak długo, ile tu zostanę, będę mogła spotykać się z jednym. Nie zostało mi zbyt wiele czasu. Chciałam jednak mieć przez jakiś czas chłopaka, jak normalna dziewczyna. Wolałabym mieć dylematy jak każda inna nastolatka i nie martwić się tym, że będę musiała na zawsze zostawić chłopaka, na którym mi zależy.
            Moje życie robiło się coraz bardziej skomplikowane. Nie wiedziałam co mam zrobić. Chciałam mieć chłopaka, ale czy nie przywiążę się do niego zbyt bardzo. Czy kiedy odejdę to nie zaboli mnie za bardzo? Musiałam podjąć decyzję, czy spotykać się z którymkolwiek z nich, czy lepiej to sobie odpuścić. Może lepiej nie być z żadnym i ich spławić. Nie miałam komu się wyżalić. Moje przyjaciółki nie pochwaliłyby tego, że podoba mi się jakikolwiek chłopak.
            Z zamyślenia wyrwał mnie telefon. Podniosłam go i spojrzałam na słuchawkę. Eric. Z wahaniem odebrałam.
            -Tak?
            -Cześć Alex. To ja, Eric. Chciałem tylko spytać, czy już czujesz się lepiej. Mam nadzieję, że szybko ci przejdzie i zobaczymy się jutro w szkole.
            -Och cześć. Już jest lepiej, ale przez tydzień nie wyjdę z domu. Too dotyczy także szkoły. Lekarz kazał mi odpoczywać.- musiałam skłamać, bo inaczej kazałby mi pójść do jakiegoś doktora.
            -Skoro nie możesz wychodzić, to może wpadnę do ciebie po szkole. Przyniosę ci lekcje i w ogóle. Lub, jeżeli chcesz obejrzymy jakiś film.
            -Tak, jasne. Możesz jutro przyjechać. Muszę kończyć. Do zobaczenia jutro.- pożegnałam się i rozłączyłam.
             



*********************************************************************************

No to kolejny rozdział napisany :) Mam nadzieję, że wam się spodoba. Akcja powoli zaczyna się rozkręcać. Wpadajcie, komentujcie, piszcie swoje tt i możecie mnie też informować w komentarzach, czy chcecie, żebym pisała wam na tt o nowych rozdziałach :) Mój tt to Sandra_1D_PL Jeżeli tylko chcecie to piszcie do mnie, pytajcie o follow back :) Pozdrawiam Sandra :*

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Rozdział 8


            Chciałam zejść na dół i spytać o to Amelię, ale nie miałam siły. Spojrzałam na pokój. Te same fioletowo-zielone ściany, biurko z książkami i moim laptopem, toaletka z dużym lustrem, kosmetyki, ogromne łóżko z wrzosowymi narzutami, na którym siedziałam. Obraz trochę mi się rozmywał. Wstałam, żeby wziąć laptop, ale moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa, a w głowie znowu się zakręciło. Zemdlałam.
            Obudziłam się we własnym łóżku. Chyba ktoś musiał znaleźć mnie leżącą na podłodze. Spróbowałam się poruszyć, ale nie wyszło mi to na dobre. Poczułam zawroty głowy i z powrotem opadłam na poduszki.
            -Nie ruszaj się – usłyszałam znajomy głos- nie powinnaś się ruszać. 
            -Laura? Co się stało?- spytałam niepewnie.
            -Daniel znalazł cię leżącą na podłodze. Nie wiemy dokładnie, co się stało, ale zaniepokoiliśmy się. Amelia już dzwoniła do domu, żeby dowiedzieć się co mamy zrobić. Teraz odpocznij.
            -Dobrze. Czekaj. Cały czas mieliście numer telefonu do domu?! I nie powiedzieliście mi?! Nie masz pojęcia jak bardzo chciałam czasami porozmawiać z ojcem, a wy cały czas mieliście ten numer!- zdenerwowałam się na nich. Nie powinni tak postąpić.
            - To numer, z którego możemy korzystać tylko wtedy, kiedy coś ci się stanie. Poza tym dowiedzieliśmy się o nim miesiąc temu. Nie mogliśmy ci o tym powiedzieć. Uspokój się już.
            -No dobrze. Możesz mnie teraz zostawić samą. Chce spać.- poprosiłam.
            -Oczywiście Alexandro. Wrócę rano. Śpij.- powiedziała i wyszła z pokoju.
            Nie chciałam spać. Chciałam pomyśleć. Numer do domu. Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałam? Nie widziałam, żeby kiedykolwiek używał tam telefonu, ale nie pozwalano mi zbyt często  wychodzić do tej części zamku, gdzie mieszkali poddani. Byłam tam tylko kilka razy z tatą, kiedy mama jeszcze żyła. Jakieś trzynaście lat temu.
            Mama umarła, kiedy miałam pięć lat. Nie pamiętałam jej zbyt dobrze, ale wiedziałam, że była świetną matką. Gdy dowiedziałam się, że już jej nie ma to był najgorszy dzień mojego życia. Płakałam chyba przez tydzień. Myślałam, że osoby z mojego gatunku są nieśmiertelne i nigdy nie myślałam, że kiedykolwiek ją stracę.
            Kiedy o tym myślałam, łzy naszły mi do oczu. Nie miałam ochoty o tym myśleć. Sprawiało mi to zbyt wielki ból. Ale nie byłam  w stanie pomyśleć o czymś innym. Mój ojciec też cierpiał, ale nie pokazywał tego publicznie. Nie mógł. Wtedy myślałam, że po prostu nie kochał mamy, ale powiedział mi, że kochał ją najbardziej na świecie. Nie mógł tylko pokazywać swoich uczuć, bo był królem, a kiedy władca jest słaby, poddani też są słabi.
            W końcu udało mi się zasnąć. Długo myślałam o życiu, które skończyło się dla mnie wiele lat temu. W każdym razie na kilka lat. Tutaj życie było o wiele łatwiejsze. Nie musiałam robić wszystkiego tego, co robiłam tam. Tutaj musiałam jedynie chodzić do szkoły i udawać normalną dziewczynę. Tam musiałam dostosowywać się do wszystkich zasad panujących na zamku.
            Pewnego dnia, kiedy wybrałam się na konną przejażdżkę poza zamek, ojciec długo na nie krzyczał.
            -Co ty sobie wyobrażasz. Nie wolno ci wychodzić z zamku. Już nie pamiętasz, że ci tego zabraniałem. Jesteś młodą księżniczką. Ktoś mógłby cię porwać i zmusić do małżeństwa za kilka lat. Nie możemy do tego dopuścić. Kiedy następnym razem będziesz chciała wyjść musisz wziąć ze sobą co najmniej pięciu strażników i powiadom mnie o tym. Zrozum, że nie mogę dopuścić, żeby królestwo zostało bez następcy.
To było dosyć frustrujące. Chciałam odwiedzać miejsce, którego pokazała mi mama. Było tam niezwykle pięknie. Wodospad, szum wody spadającej ze skał, zielone drzewa na brzegach. Uwielbiałam tam przebywać. Mogłam w spokoju myśleć, uspokoić się, zapomnieć o wszystkich zakazach mojego ojca.
Dopiero kilka lat później zrozumiałam, że robił to dla mnie, ale czasami przesadzał i miałam mu to za złe. Bał się o mnie po stracie mamy. To rozumiałam, ale nie powinien odgradzać mnie od wszystkiego poza zamkiem. Aż wylądowałam tutaj. W małym miasteczku w Stanach. Z dala od rodziny, za dala od niebezpieczeństwa, z dala od wszystkiego, co było dla mnie ważne. Po prostu mnie odesłał. Musiałam nauczyć się tu żyć. Walentin dobrze się nami opiekował. Amelię, Laurę, Victorię, Michaela i Daniela wyszkolił na świetnych wojowników, żeby mogli zapewnić mi bezpieczeństwo. Nie mógł z nami pojechać nikt inny. Ojciec nie chciał, żeby ktokolwiek wiedział o miejscu mojego pobytu.
Tutaj czułam się bezpiecznie, ale też nikt mnie nie ograniczał. No prawie nikt. Był jeszcze Walentin, który wyjechał pod koniec wakacji zostawiając nas samych. Pięć osób miało czuwać nad moim bezpieczeństwem.  
 Rozmyślałam dłuższą chwilę, a potem zasnęłam. Cieszyłam się, że nic mi się nie śniło. Nie chciałam już myśleć o słowach jakiegoś mężczyzny z mojego snu. Niepokoiło mnie to, bo nie wiedziałam kto mnie oszukuje. To było bez sensu. Nie miałam pojęcia o co tak naprawdę chodzi. Moi przyjaciele raczej  nie mogli mnie oszukiwać. Ale może to Eric? Nie znałam go zbyt dobrze. Wydawało mi się, że mogę mu ufać. Mogłam jeszcze raz przemyśleć spotkanie z nim. Może to on był osobą czyhającą na mnie. Ale przecież Daniel i Michael wyczuliby, że nie jest człowiekiem.
Wyczerpało mnie to jeszcze bardziej. Kiedy się obudziłam była prawie czternasta. Musiałam spać wiele godzin. Czułam się lepiej niż poprzedniego dnia. Już nie czułam mdłości. Mogłam sama wstać i nie kręciło mi się w głowie. Poszłam do łazienki i spojrzałam w lustro. Wyglądałam koszmarnie. Zdecydowanie spałam zbyt dużo. Wzięłam szybki prysznic i ubrałam się. Zeszłam na dół, gdzie czekali na mnie Laura i Michael. Nie miałam pojęcia, gdzie jest reszta.
-Cześć. Dobrze, że się obudziłaś. Już zaczynaliśmy się martwić. Dobrze się czujesz?- spytał Michael. Zauważyłam niepokój na twarzy Laury. Coś musiało być nie tak.
-Och cześć. Czuję się lepiej. Mogłam sama zejść na dół, więc chyba jest lepiej. Ale umieram z głodu. Lauro, czy mogłabyś mi coś przygotować?
-Jasne. Zostań tutaj a ja szybko zrobię ci coś do jedzenia.- powiedziała i wyszła.
-Co się dzieje?- spytałam zdenerwowana.- Widzę, że Laura jest zaniepokojona. Czy coś się stało? Nie jestem głupia, nie próbuj mnie okłamywać.
-Nic się nie dzieje. Laura jest zmartwiona twoją, chyba można nazwać to chorobą. Nigdy nie spotkaliśmy się z takim czymś i trochę nas to zmartwiło. Widzę, że już jest lepiej, ale wyczuwam, że jesteś osłabiona i ona tez musi to czuć. Pewnie to ją tak bardzo zdenerwowało.
-Wiecie już co mi jest? Podejrzewacie coś?
-Nie, nic nie przychodzi nam do głowy. Dzwoniliśmy do domu. Królewski lekarz powiedział, że masz po prostu odpocząć i powinno ci przejść. Tak przy okazji zapomnij o dzisiejszym spotkaniu z Erickiem. Przez najbliższy tydzień nie wyjdziesz z domu. Kiedy zjesz, wracasz do pokoju i odpoczywasz.
W tej chwili Laura weszła do pokoju z jajecznicą. Nie miałam pojęcia jak bardzo jestem głodna, aż nie pochłonęłam dużego talerza jajecznicy. Wypiłam też trzy szklanki soku pomarańczowego. Najedzona wróciłam do pokoju. Postanowiłam coś poczytać, ale nie mogłam się na tym skupić. Zadzwoniłam wiec do Ericka. Odebrał po trzecim sygnale.
-Tak, słucham?- odezwał się wesołym głosem.
-Cześć, to ja Alex. Muszę ci coś powiedzieć.
-Och cześć. Co takiego masz mi do powiedzenia? To chyba nie jest nic złego?
-To nie jest złe, ale ci się nie spodoba. Niestety nie możemy się dzisiaj spotkać. Ja… zachorowałam i nie wolno mi wychodzić z domu przez najbliższy tydzień. Mam nadzieję, że się nie gniewasz. Chciałam się z tobą spotkać. Wczoraj wieczorem poczułam się słabo.
-Jasne. Nie musisz mi się tłumaczyć. Nie mogłaś przewidzieć, że coś ci się stanie. Zadzwoń, kiedy już będziesz mogła wyjść z domu to się spotkamy. Muszę kończyć. Cześć.
-Cześć.- rzuciłam smutno.
Tak naprawdę chciałam się z nim spotkać i trochę mnie to zabolało. Wolałam nie ryzykować wymykania się z domu, bo jeżeli zemdlałabym w kinie lub restauracji Erick zabrałby mnie do szpitala, a na to nie mogłam pozwolić. Każdego lekarza bardzo zdziwiłyby moje wyniki badań.
Usiadłam na łóżku i starałam się skupić na czytaniu, aż znowu zasnęłam. Tym razem jednak coś mi się przyśniło. I wcale mi się to nie spodobało.
            





*****************************************************************

Trochę dłużej zajęło mi pisanie tego rozdziału, ale mam nadzieję, że się spodoba. Już chyba wiem czy wybiorę Ericka czy Kierana, ale zostawię was w niepewności. Chociaż może zmienię jeszcze zdanie. Nie mam pojęcia. Zostawiajcie swoje tt i piszcie jak najwięcej komentarzy :) Pozdrawiam Sandra :)

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Rozdział 7


            Znalazłam się w jakiejś jaskini. Zamrugałam gwałtownie oczami. Przytłumione światło sączyło się  przez wejście. Był to chyba księżyc. Nie byłam tego pewna. Poruszyłam się. Leżałam na skalnej półce. Ciężko było mi poruszyć nogami. Zmusiłam się do ruchu, wstałam i wyszłam na zewnątrz.
            Dopiero teraz zobaczyłam w co jestem ubrana. Miałam na sobie ciemnozieloną suknię. Nosiłam takie, kiedy jeszcze mieszkałam w zamku. Zamek! To było to! Byłam w górach, więc musiałam znaleźć się gdzieś blisko od domu. Rozejrzałam się. Nie przypominało to jednak gór, w których się wychowałam.
            Księżyc w pełni oświetlał drogę w dół. Zeszłam kilka metrów i nagle się zatrzymałam. Ktoś w czarnej pelerynie stał przede mną. Nie wiedziałam kto to może być. Powoli zaczęłam się cofać. Wyciągnął do mnie rękę. Nie wiedziałam czy mam ją ująć, czy nie. Miałam jednak pewność, że mnie nie skrzywdzi. Przestałam się cofać i stanęłam przed nim.
            -Nie musisz się mnie bać, księżniczko Alexandro. Jestem przyjacielem.- odezwał się nieznajomy. Nie rozpoznałam głosu. Czuła, że mówi prawdę.
            -Kim jesteś? Skąd znasz moje imię?- spytałam nieufnie.
            -Nie jest to istotne. Muszę ci tylko przekazać wiadomość. Tylko po to odwiedziłem twój sen i przeniosłem cię tutaj.
            -Tutaj to znaczy gdzie? Nie znam tego miejsca. Jestem pewna, że nigdy tu nie byłam. Jaka jest wiadomość?
            -Nie byłaś tutaj, ale pamiętaj, że w tym miejscu zawsze znajdziesz schronienie. Pamiętaj też, że nie każdy jest tym, za kogo się podaje.
            Powiedział to i odszedł. Po kilku sekundach straciłam go z pola widzenia. Jakby rozpłynął się w powietrzu. Co on powiedział? Nie każdy jest tym, za kogo się podaje? Co to miało znaczyć? O kim on mówił? Powiedział, że odwiedził mój sen? Nic nie miało sensu. Nie można wchodzić komuś do snu. Ale sama sobie tego nie wymyśliłam. Nie każdy jest tym, za kogo się podaje. Ale kto jest tym kimś?
            Góry zasnuła mgła. Rozejrzałam się, ale nic nie mogłam dostrzec. Spróbowałam się ruszyć i spadłam w przepaść. Obudziłam się nagle. Byłam spocona. Przetarłam czoło i zapaliłam lampkę nocną. Przez chwilę myślałam, że zobaczyłam coś za oknem. Było ze mną nie tak. Śniłam o dziwnych mężczyznach w pelerynach, wydawało mi się, że ktoś mi się przygląda przez okno. Musiałam wariować. To nie przydarzało się nikomu innemu.
            Na pewno nie była to wina przemiany, bo jeszcze nie mogła się rozpocząć. Stanie się to dopiero w moje siedemnaste urodziny, ale zostało do nich dużo czasu. Był dopiero wrzesień, a one są w czerwcu. Coś musiało być nie tak.
            Spojrzałam na zegarek. Piętnaście minut po trzeciej. Lepiej byłoby, gdybym jeszcze pospała. Zgasiłam światło i mocno przytuliłam się do poduszki. Długo nie mogłam zasnąć, kiedy już mi się udało spałam niespokojnie. To była jedna z najgorszych nocy w moim życiu. Rano zeszłam na dół i zobaczyłam Daniela i Amelię kłócących się. Gdy tylko mnie zobaczyli, umilkli.
            -Dzień dobry Alex. Wyglądasz na zmęczoną. Dobrze spałaś?- spytała Amelia z troską malującą jej się na twarzy.
            -Cześć. Nie spałam dobrze. Miałam dziwny sen, po którym się obudziłam, a potem nie mogłam zasnąć.
            -Pośpij może jeszcze trochę. Możesz dzisiaj nie iść do szkoły. To dopiero pierwszy tydzień. Nic się nie stanie, jeżeli zostaniesz w domu.
            -Chyba macie rację. Jestem zbyt zmęczona, ale najpierw zjem śniadanie.
            Pomaszerowała do kuchni. Zjadłam śniadanie przygotowane przez Laurę i wróciłam na górę. Przypomniało mi się, że miałam dzisiaj dać odpowiedź Erickowi. Zawołałam Victorię i powiedziałam jej, co ma zrobić.
            -Wczoraj Eric zaproponował mi wyjście do kina i miałam mu dzisiaj dać odpowiedź, ale nie idę do szkoły. Mogłabyś mu odpowiedzieć za mnie?- zapytałam dziewczynę. Nie wyglądała na zadowoloną, ale skinęła głową.- Powiedź mu, że chętnie z nim pójdę. Daj mu tez mój numer, żeby mógł zadzwonić i ustalić, o której.
            -Pamiętasz o zakazie? Nie chcę ci przypominać, ale chyba nie możesz sama wychodzić.
            -Nie mogę wychodzić sama do lasu. W kinie nie będę sama i nikt mnie tam nie dopadnie.
            -No dobrze. Powinno być bezpiecznie. Muszę już iść. Do zobaczenia potem.- pożegnała się i wyszła szybko z pokoju.
            Słyszałam jej oddalające się kroki, a potem dźwięk zapalanego silnika i odjeżdżający samochód. Położyłam się i zasnęłam. Obudziło mnie pukanie do drzwi. Wstałam z łóżka i pomaszerowałam na dół. W przedpokoju spojrzałam jeszcze w lustro i poprawiłam włosy. Miałam na sobie szare spodenki od dresu z fioletowymi paskami na biodrach i kilka odcieni ciemniejszy top. Otworzyłam drzwi. Stał w nich Kieran.
            -Witaj.- odezwał się.- Przepraszam, że przychodzę do twojego domu, ale muszę ci coś powiedzieć.
            -Witaj. To nawet dobrze się składa.- uśmiechnęłam się- Ja też muszę ci coś powiedzieć.  Wejdź.
            Otworzyłam szerzej drzwi i wpuściłam go do środka. Poszliśmy do salonu.
            -Usiądź. Ja pójdę się ubrać i zaraz do ciebie wrócę.- powiedziałam i szybko wbiegłam na schody.
            Weszłam do garderoby. Włożyłam jedne z moich ulubionych jeansów i koszulkę z napisem I Love LA. Znalazłam też w kącie moje ulubione czarne Converse’y. Postanowiłam też wejść do łazienki i chociaż rozczesać włosy. Kiedy już to zrobiłam zbiegłam na dół. Kieran cały czas siedział na sofie. Gdy usłyszał moje kroki, odwrócił głowę. Na jego przystojnej twarzy pojawił się uśmiech. Zlustrował mnie wzrokiem.
            -Jestem. O czym chciałeś ze mną porozmawiać?- spytałam uśmiechając się do niego.
            -Nie możemy się dzisiaj spotkać na polanie. Muszę pilnie wyjechać i nie chciałem, żebyś tam na mnie czekała. Wrócę za kilka dni.
            -Chciałam ci powiedzieć coś podobnego. Nie będę mogła się z tobą tam spotykać. Bardzo lubię tamto miejsce, ale nie mogę tam chodzić. W każdym razie nie sama.
            -Och. Więc to chyba dobrze, że wyjeżdżam skoro nie można ci tam chodzić. Ale przez te kilka dni będę za tobą tęsknił.
            -Ja za tobą też. Dlaczego tak nagle wyjeżdżasz? I skąd wiedziałeś gdzie mieszkam?
            -Sprawy rodzinne. Niestety muszę pojechać. Nie wiedziałem, gdzie  mieszkasz. Znalazłem miejsce, w którym rozstaliśmy się wczoraj i poszedłem dalej. Zobaczyłem ten dom i pomyślałem, że to pewnie twój. I na szczęście się nie pomyliłem.
            -Skoro wyjeżdżasz, kiedy znowu się spotkamy.- spojrzał na mnie. W jego oczach zobaczyłam coś, czego nie umiałam nazwać.
-Nie wiem dokładnie, kiedy wrócę. Chyba najpóźniej za trzy tygodnie.- powiedział niepewnie i uśmiechnął się.
            Spojrzałam na niego. Wydawał się niezadowolony z tego, ale w jego oczach widziałam mieszankę ulgi i bólu. Nie wiedziałam, co mam o tym myśleć. Wiedziałam tylko, że pomimo naszej krótkiej znajomości, będę za nim tęsknić. Za pięknym uśmiechem i spojrzeniem niesamowitych, ciemnych oczu. Znałam go tak krótko, a już nie chciałam się z nim rozstawać.
            -Więc spotkamy się za trzy tygodnie?- spytałam uśmiechając się do niego.
            -Tak, chyba tak. Nie jestem jeszcze pewien, ile czasu mi to zajmie, ale chcę wrócić jak najszybciej. Bardzo mi się tu podoba.- uśmiechnął się nieśmiało.
            -Tak, to bardzo piękna miejsce. Zwłaszcza jesienią.
            -Chyba muszę już iść. Miło było z tobą porozmawiać, ale nie chcę spóźnić się na samolot.
            Wstaliśmy obydwoje i poszliśmy w kierunku drzwi. Otworzyłam je i wyszliśmy na taras. Kieran odwrócił się w moją stronę. Po chwili przytulił mnie. Kiedy się odsunął, lekko dotknął wargami mojego policzka.
            -Do zobaczenia za trzy tygodnie.- rzucił szybko i pobiegł w stronę bramy. Przeskoczył płot i zniknął wśród drzew.
            Stałam na tarasie. Nie wiedziałam co mam powiedzieć czy zrobić. Kieran naprawdę mnie pocałował czy to moja chora wyobraźnia. Zamrugałam kilka razy i weszłam z powrotem do domu. Zrobiłam sobie herbatę i usiadłam przed telewizorem. Nie zdążyłam go włączyć, kiedy zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. Numer nieznany. Odebrałam, a w słuchawce usłyszałam znajomy głos.
            -Cześć Alex. Tu Eric.- przywitał się miłym głosem. Usłyszałam śmiech w jego głosie.
            -Cześć Eric. Co słychać?
            -Chciałem spytać o spotkanie. Twoja koleżanka powiedziała, że się zgadzasz. Więc może przyjadę po ciebie jutro o osiemnastej. Pójdziemy na kolację, a potem na film. Jeżeli cały czas chcesz.
            Już się zgodziłam, więc nie mogłam odmówić, ale po spotkaniu z Kieranem wcale nie byłam taka pewna, czy nadal chcę to zrobić. Eric był świetnym chłopakiem, miłym. Pomyślałam, że mogę się z nim spotkać. Przecież to nie była zbrodnia.
            -Tak, jasne, że chcę. Może być o osiemnastej. Do zobaczenia jutro.
            -Tak, do zobaczenia.- powiedział i rozłączył się.
            Reszta dnia minęła mi bardzo szybko. Prawie nic nie robiłam. Zaszyłam się w pokoju z książką i nawet nie zobaczyłam, kiedy minęło tyle czasu. Zeszłam na dół dopiero, kiedy poczułam głód. Zjadłam kanapkę i wróciła do siebie. Nagle zrobiło mi się słabo. Zakręciło mi się w głowie. Usidłam na łóżku. Nie miałam siły stać. Coś złego się ze mną działo. Tylko nie wiedziałam, co.  




_________________________________________________________________________________

No to kolejny rozdział napisany. Bardzo miło mi się go pisało. Poczekajcie tylko co będzie potem. Kogo powinna wybrać Alex? Kierana czy Ericka? ;) Komentujcie, piszcie swoje tt w komentarzach... :) Pozdrawiam, Sandra. 

wtorek, 9 kwietnia 2013

Rozdział 6

            Staliśmy i przyglądaliśmy się sobie. Żadne z nas nie chciało się odezwać. W końcu Kieran uśmiechnął się zabrał głos.
            -Witaj nieznajoma. Więc przyszłaś. Już bałem się, że się nie zjawisz.- Powiedział trochę niepewnie.
            -Cześć. Oczywiście, że przyszłam. Uwielbiam spędzać czas w tym miejscu.
            -Mnie też bardzo się podoba. Jest tu tak spokojnie. Można pomyśleć i odprężyć się.
            -Dokładnie. Dlatego tu przychodzę, ale ostatnio nie miałam na to zbyt wiele czasu, czy ochoty. Wiele się zdarzyło.- uśmiechnęłam się do niego i usiadłam na dużym głazie. Czułam, że powinnam mu powiedzieć więcej, ale tak naprawdę go nie znałam.
            -Co takiego się wydarzyło?- spytał spoglądając mi w oczy.
-Cóż, powiedzmy, że małe problemy rodzinne.
-Och, przepraszam. Jeżeli nie chcesz nie musisz mówić. Przecież nawet mnie nie znasz.
-Nie, nie. Nic się nie stało, ale po prostu chciałabym już o tym zapomnieć.
-Jak wolisz. Opowiedz mi coś o sobie. Chciałbym cię poznać.- znowu uśmiechnął się nieśmiało i usiadł obok mnie na głazie.
-Dobrze.- Uśmiechnęłam się do Kierana.- co chciałbyś o mnie wiedzieć?
-Nie wiem. Może jak lubisz spędzać czas? Powiedziałaś, że lubisz tu przychodzić i myśleć.
-Bo tak jest. Czasami lubię oderwać się od wszystkiego i po prostu pobyć sama. Ale mam czwórkę przyjaciół, z którymi spędzam mnóstwo czasu. Chociaż czasami dobrze jest od nich odpocząć.- spojrzałam na niego. Przyglądał mi się uważnie, jakby chciał zapamiętać każdy szczegół mojej twarzy.
-Hmm, więc nie masz rodzeństwa.- bardziej stwierdził niż spytał.- Mieszkasz z rodzicami?
-Nie, nie mam rodzeństwa i nie, nie mieszkam z rodzicami. Mieszkałam z przyjaciółmi i naszym opiekunem przez osiem lat, ale Walentin wyjechał i zostaliśmy sami.- wydawał się tym bardzo zainteresowany.
-Mieszkasz tylko z przyjaciółmi? Nikt oprócz was?
-Nie. Lubię z nimi mieszkać, ale czasami są bardziej denerwujący niż Walentin. Po prostu martwią się o mnie. To bywa okropne. Jakby nie byli moimi przyjaciółmi tylko niańkami.- Kierana roześmiał się.
-Wychodzi na to, że mieszkasz z niańkami. Z iloma osobami mieszkasz?
-Z pięcioma. No cóż nikt w moim wieku nie ma niańki a ja mam aż pięć.- też się roześmiałam.
-Jak się mają na imię? Na pewno są bardzo mili.
-Victoria, Laura, Amelia, Daniel i Michael. Są mili tylko jak powiedziałam trochę nadopiekuńczy. Ale nie mam im tego za złe.
-Jasne. Jak mogłabyś mieć? W końcu to twoi przyjaciele. Gdzie są teraz twoi rodzice?
-Moja mama nie żyje. Umarła, kiedy byłam mała. Tata został w kraju. Pomyślał, że więcej nauczę się mieszkając w Stanach i po prostu się tutaj przeprowadziłam.
-Musiało być smutno wyjechać tak daleko od rodziny. To pewnie był szok.
-Tak.- powiedziałam smutniej niż zamierzałam.
Rozmawialiśmy bardzo długo. Opowiedziałam mu wiele o sobie. Kierana był o wiele mniej wylewny. Dowiedziałam się, że mieszka z wujem na drugim końcu miasta. Nie chciał powiedzieć skąd pochodzi ani zbyt wiele o swoim życiu. Pomyślałam, że jest po prostu bardzo nieśmiały lub miał trudne dzieciństwo. Po około dwóch godzinach zrobiło się zimno, a Kierana objął mnie ramieniem. Ogarnęło mnie bardzo przyjemne uczucie. Był ciepły i bardzo ładnie pachniał. Siedzieliśmy przytuleni i patrzyliśmy na orła szybującego ponad naszymi głowami. Wiedziałam, że za kilkanaście minut zacznie się ściemniać i będę musiała wrócić do domu.
Spojrzałam na Kierana. Wpatrywał się w przestrzeń przed nami. Poruszyłam się lekko i spojrzał na mnie.
-Chyba muszę już iść. Za chwilę zacznie się ściemniać a nie chcę iść do domu w ciemnościach.
-Może odprowadzę cię? Nie chciałbym, żebyś szła sama przez las. I moglibyśmy jeszcze porozmawiać.- uśmiechnął się.
-Bardzo chętnie. Więc chodźmy.
Wstaliśmy z kamienia i skierowaliśmy się w stronę skraju polany. Przez chwilę żadne z nas się nie odzywało. Spojrzałam na niego. Szedł wyprostowany. Był bardzo wysoki. Włosy opadły mu na czoło i trochę zasłaniały oczy. Patrzył przed siebie jakby w ogóle mnie nie zauważając. Kiedy tak mu się przyglądałam spojrzał na mnie i uśmiechnął się? Od tego uśmiechu odbierało mi oddech. Był tak bardzo przystojny. Bardziej od Ericka. Kierana przypominał greckie bóstwo, Eric był raczej jak chłopak z okładki jakiegoś magazynu.
Zaczerwieniłam się. Byłam w lesie, sama z dopiero, co poznanym, niesamowicie przystojnym chłopakiem a pomyślałam o innym. Coś musiało być ze mną nie tak. Eric podobał mi się. Był miły, ale Kierana urzekł mnie wszystkim tym, czego Eric nie miał.
Szliśmy jeszcze jakiś czas, kiedy nagle chłopak się zatrzymał. Nie widziałam, co się stało i spojrzałam na niego. Jego twarz wyrażała skupienie.
-Chciałbym odprowadzić cię pod same drzwi, ale muszę wracać. Bardzo przepraszam. Spotkamy się jutro? W tym samym miejscu?
-Nie masz, za co przepraszać. Możemy się spotkać.- uśmiechnęłam się do niego, ale już odchodził. Po kilku minutach zniknął za drzewami.
Puściłam się biegiem do domu. Po kilku minutach stałam w tylnych drzwiach rozglądając się dookoła. Nie usłyszałam żadnego dźwięku dochodzącego z domu. Weszłam po cichu i poszłam prosto do sypialni. Jutro był piątek. To był dopiero pierwszy tydzień nauki i jeszcze nic nam nie zadali. Przypomniałam sobie o randce z Erickiem. Obiecałam, że spytam Victorię czy mogę pójść, ale tak naprawdę nie miałam na to ochoty. Pociągał mnie, ale teraz byłam zbyt bardzo oczarowana Kieranem.
Lubiłam jego uśmiech, to szczere spojrzenie i jak na mnie patrzył oczyma pełnymi troski, kiedy zrobiło mi się zimno. Przytulił mnie wtedy a po moim ciele przebiegł przyjemny dreszcz. To było bardzo przyjemne, kiedy myślałam, że może mu na mnie zależeć.
Pogrążona w rozmyślaniach nie zauważyłam, kiedy zapadł zmrok, a ja siedziałam w moim ciemnym pokoju. Coś mnie w tym niepokoiło, ale nie wiedziałam co. Niedługo będą moje urodziny, więc moja moc rosła, ale nie byłam pewna czy to przeczucie pochodzi od niej, czy po prostu miałam taka intuicję.
Nagle moje okno rozświetliło się. Na podjazd wjechało czarne BMW. Moi przyjaciele wyszli z samochodu, a Michale wjechał do garażu i pomaszerował do domu. Nie wyglądali na zbytnio szczęśliwych. Zwykle po takiej wyprawie tryskali dobrym humorem. Coś musiało się stać. Nie miałam odwagi zejść do nich.
W końcu zrobiłam się głodna i poszłam do kuchni. Nikogo w niej nie było. Wszyscy musieli pójść do swoich pokoi. Pewnie byli bardzo zmęczeni po podróży, ale oni prawie nigdy się nie męczyli. Utwierdziłam się w przekonaniu, że coś musiało się stać. Chciałam jak najszybciej wrócić do pokoju. Nie zdążyłam dojść do schodów, kiedy usłyszałam głos Victorii.
-Alex, mogłabyś do nas przyjść?- skierowałam się do salonu. Wszyscy siedzieli przy wyłączonym świetle. Coś musiało się stać.
-Cześć. Miło, że wróciliście.
-Cześć. Siadaj.- powiedziała Amelia.
-Widzę, że coś się stało. Powiecie mi, co czy mam zgadywać?
-Najpierw usiądź- pośpiesznie zajęłam miejsce w dużym, wygodnym fotelu i spojrzałam na ich twarze. Były poważne.- Powiemy ci, bo chyba to będzie najodpowiedniejsze. Chociaż nie powinniśmy, to lepiej, żebyś wiedziała.
-No dobrze. Ale, o co chodzi? Coś się stało na treningu?- zapytałam zbyt podniesionym głosem.
-Nie, nic się nie stało. Dostaliśmy pewną niepokojącą wiadomość z domu. Ktoś tu przyjechał.- powiedziała szybko Laura.
-Ktoś? O co chodzi? Kto mógł tu przyjechać? Czego mi nie mówicie?-pytałam spanikowana.
-Ktoś, kto bardzo chciałby cię znaleźć i uczynić swoją żoną, albo raczej niewolnicą lub też po prostu zabić. Nie wiemy dokładnie. Wiemy tylko, że ktoś tu jest i powinnaś uważać na siebie. Nigdzie nie możesz chodzić od teraz sama.- Słowa Daniela nie spodobały mi się. Były bardzo poważne i wiedziałam, że w najbliższym czasie nici z wędrówek po lesie.
-Wiecie, że ktoś tu jest, ale nie wiecie, kto. Może ktoś po prostu zawędrował tutaj przez przypadek. To nie musi od razu oznaczać osoby czyhającej na moje życie czy też raczej na tron.- odparłam szybko.
-Nie mamy pewności, ale jesteśmy przekonani, że ten ktoś poluje na ciebie. Podszedł bardzo blisko domu. Był też w tym twoim ulubionym miejscu w lesie- powiedział Michael.
Osłupiałam. W moim miejscu. Może podglądał mnie i Kierana, kiedy rozmawialiśmy. Może nie zaatakował tylko, dlatego, że nie chciał mieć świadków. Mógł zabić Kierana. Był przecież tam przede mną. W głowie kłębiły mi się tysiące myśli. A jeżeli Kieran nie dotarł cało do domu. A może ten ktoś wolał obserwować mnie, kiedy wracałam do domu.
-Nie możesz tam chodzić- zabrzmiał rozkaz od Daniela.
-Ale, umówiłam się tam z kimś jutro. Pójdę tylko na chwilę i szybko wrócę. Nic mi nie będzie. Nie powinien zaatakować mnie przy świadkach.
-Księżniczko, zbliżają się twoje siedemnaste urodziny. Wtedy będziesz najbardziej narażona na niebezpieczeństwa. Twoja moc będzie rosła, ale będziesz zbyt słaba i rozchwiana, żeby z niej korzystać i się obronić. To zbyt niebezpieczne- powiedział gładko Michael.
-Mike tutaj nie jestem księżniczką, tylko zwykłą dziewczyną. Wiem, że za jakiś czas to nastąpi, ale mamy jeszcze trochę czasu. Pomiędzy moimi siedemnastymi i osiemnastymi urodzinami będziecie się mną opiekować, więc na pewno będzie dobrze. Nie przejmujcie się tak. Jestem pewna, że ten ktoś przywędrował tutaj przypadkiem i wcale nie chce zrobić mi krzywdy. Może się okazać nawet, że to ktoś z dworu, kto chciałby złożyć nam wizytę. Nie przesadzajcie.- Powiedziałam.
-Alex, nie możemy ryzykować. Do czerwca musimy być pewni, że jesteś cała i zdrowa, a wtedy będziemy mogli wyjechać i zajmować się tobą, kiedy nie będziesz miała na nic siły. Po prostu boimy się o ciebie. Teraz jesteśmy przyjaciółmi, ale kiedy wrócimy do domu znowu będziesz księżniczką Alexandrą, a my tylko twoimi poddanymi. Gdy wyjdziesz za mąż, co prawdopodobnie nastąpi niedługo po naszym powrocie, staniesz się królową. Nie możemy ryzykować utraty ciebie. Jesteś zbyt ważna- Michael wydawał się bardzo przekonany o tym, o czym mówił i dyskusja z nim nie miałaby sensu. Musiałam wynegocjować tylko jedną rzecz. Z tego nie mogłam zrezygnować.
-Dobrze, będę uważać. Ale mam jeden warunek. Jutro wypuścicie mnie z domu na pół godziny, żebym mogła spotkać się z kimś koło jeziorka, wytłumaczyć mu, że nie możemy się tam spotykać i wrócę do domu. Zgódźcie się tylko na to, a będę grzeczna aż do czerwca.
-No dobrze. Ale ktoś z tobą pójdzie- powiedziała Laura.
-Nie, nikt nie pójdzie. Pójdę sama. Nie będzie mnie tylko chwilę. Szybko wrócę do domu. Nic mi się nie stanie. Jeżeli ten ktoś miałby mnie zaatakować zrobiłby to już dzisiaj.
-Niech ci będzie. Ale pół godziny. Jeśli się spóźnisz pójdziemy tam po ciebie- zagroził Daniel.
-Pół godziny w zupełności mi starczy. Nie martwcie się. A teraz pozwólcie, że pójdę do siebie. Jestem zmęczona.
-Idź. Dobranoc- powiedziała Amelia.
-Dobranoc.
Pożegnałam się szybko i poszłam do pokoju. Przynajmniej będę mogła spotkać się z Kieranem. Myślałam o nim chwilę i zapadłam w głęboki sen.






################################################################

Tym razem kolejny rozdział pojawił się o wiele szybciej bo miałam wenę :) Mam nadzieję, że wam się spodoba. Wątpię w moje umiejętności literacie aczkolwiek bardzo chciałabym, żeby nie były bardzo beznadziejne... Piszcie komentarze :) Pozdrawiam Sandra :D 

sobota, 6 kwietnia 2013

"Błękitna miłość"

Niedawno skończyłam czytać trylogię "Błękitna miłość" autorstwa S.C. Ransom. Książki bardzo mnie wciągnęły i przyznaję, że jest to bardzo ciekawa historia. Główna bohaterka to siedemnastoletnia Alex, która przypadkiem znajduje bransoletkę przez którą zmienia się całe jej życie. 
Macie tu opis książki:
Tajemnicza bransoletka z błękitnym kamieniem zaprowadzi śmiertelną dziewczynę do duchów umarłych, które żywią się ludzkim szczęściem, i zwiąże z chłopakiem, który może obdarzyć ją miłością lub odebrać to, co najcenniejsze…

Siedemnastoletnia Alexa ma powody do radości: właśnie zdała egzaminy, a Rob, obiekt westchnień większości dziewczyn w szkole, jest zainteresowany właśnie nią.

Ale dziwna bransoletka znaleziona na brzegu Tamizy wszystko zmienia. Bo za sprawą tego niezwykłego przedmiotu Alexa spotyka Calluma - uwięzionego pomiędzy życiem a śmiercią pięknego chłopaka, w którym zakocha się bez pamięci. Lecz im głębsze uczucie ich łączy, tym częściej Alexa zaczyna wątpić, czy Callum mówi jej prawdę. Zwłaszcza gdy odkryje coś, co przeczy jego słowom i wzbudza w niej lęk. I każe zadać pytanie, czego naprawdę chce jej widmowy ukochany…





Trylogię tworzą książki pod tytułami "Błękitna miłość" "Błękitna magia" oraz "Błękitna nadzieja". Polecam wszystkim przeczytanie tej trylogii bo naprawdę warto. Jest w niej wiele zwrotów akcji i zakończenie, którego nie można się spodziewać. 

*********************************************************************************

Jeżeli nie chcecie więcej postów z moimi recenzjami książek lub filmów piszcie pod tym postem :) Nie obrażę się a na blogu będzie tylko opowiadanie. Pozdrawiam wszystkich Sandra

piątek, 5 kwietnia 2013

Rozdział 5


                Ten dzień upłynął bardzo szybko. Nie spodziewałam się, że jeszcze kiedykolwiek wszyscy będą na mnie patrzeć jak na gwiazdę filmową. Od dziewczyny, z którą siedzę na angielskim dowiedziałam się, że to przeze mnie, ponieważ nigdy nie dałam się nawet zapytać o podwiezienie żadnemu chłopakowi, a Eric jest nowy, podwiózł mnie do szkoły i rozmawiał ze mną na prawie każdej przerwie. Znowu poczułam się trochę jak księżniczka. Kiedy wrócę do domu, będę czuła się tak przez prawie cały czas. Moje życie się zmieni i nie będzie już w nim miejsca na przelotne przyjaźnie.
                Weszłam z Erickiem do kawiarni, zajęłam miejsce przy jednym ze stolików w pobliżu okna, a on poszedł zamówić kawę. Kiedy tylko się oddalił ponownie zaczęłam myśleć o Walentinie. Myślałam, że już nie będę o tym myśleć, ale coś nie dawało mi spokoju.
                Spojrzałam w stronę Ericka. Stał oparty o ladę. Kiedy zobaczył, że na niego patrzę uśmiechnął się. Dlaczego nie potrafiłam się cieszyć, że jestem w kawiarni z najprzystojniejszym chłopakiem w szkole? Coś było ze mną nie tak.
                Erick był wysokim, wysportowanym brunetem. Chociaż jego włosy były tak ciemne, że zastanawiałam się czy nie są czarne. Ale najpiękniejsze były oczy. Zielonobrązowe przypominały mech pnący się po pniu drzewa. Od wewnątrz zielone przechodzące w brąz. Okalają je długie, czarne rzęsy. Oczy Ericka hipnotyzowały.
                Po kilku minutach podszedł do mnie z dwoma filiżankami kawy. Uśmiechnął się od ucha do ucha i postawił je na stoliku.
                -Mam nadzieję, że będzie smakować.
                -Tak, na pewno.- uśmiechnęłam się do niego.
                -Skoro tu jesteśmy to może opowiesz mi jeszcze coś o sobie? Jestem tego bardzo ciekaw. Nie jesteś taka jak inne dziewczyny i chciałbym cię poznać lepiej.
                -No dobrze, ale co chcesz wiedzieć?- spytałam. Nie miałam ochoty opoiwadać mu o sobie wszystkiego. Nawet nie mogłam.
                -Nie wiem. Może skąd pochodzisz? Powiedziałaś, że przeprowadziłaś się tutaj kilka lat temu.
                -No tak. Od urodzenia mieszkałam w Ameryce Południowej. Dlatego tak dobrze znam hiszpański. Mieszkałam z tatą w, powiedzmy, wielkim domu w górach.
                -Wielkim domu? Co to znaczy?
                -Mój dom był bardzo duży. To znaczy. Trochę dziwnie się tam mieszkało mając wielki dom, ale mogąc korzystać tylko z kilku pokoi.  Miałam służbę, często przebywałam z moimi przyjaciółmi. Tata zawsze był czymś zajęty, kiedy znajdował dla mnie czas, bardzo się z tego cieszyłam. Wtedy zabierał mnie na wycieczki i pokazywał piękne miejsca. Moim ulubionym zawsze był piękny wodospad głęboko w górach.
                -Musiało być pięknie. I tłumaczy to rozmiary twojego domu, skoro mieszkałaś w o wiele większym. Gdzie dokładnie mieszkałaś? W jakim kraju?
                -Było bardzo pięknie.- chciałam powiedzieć mu o pięknym jeziorku w środku lasu w pobliżu, ale czułam, że nie powinnam.- Mieszkałam dosyć blisko granicy Peru z Boliwią.
                -Nigdy nie byłem w Ameryce Południowej, ale może kiedyś odwiedzę twoje rodzinne strony. Wydają się pięknym miejscem. Mieszkałaś w Peru czy Boliwii?
                -W Peru. Kiedyś nawet byłam z moją mamą w Limie, ale to było bardzo dawno temu. Często podróżowała i zabierała mnie ze sobą. Zwiedziłam Europę, Azję.
                -Więc twoje dzieciństwo było pewnie świetne. Podróże z mamą, odwiedzanie pięknych miejsc z tatą. Bardzo mało osób mogło takie coś przeżyć.
                -Pewnie tak.- odpowiedziałam. A dokładnie tylko jedna. Byłam księżniczką, której rodzice naprawdę się lubili. Inni wychodzili za mąż tylko dlatego, że musieli. Moi dziadkowie nie byli zbyt zadowoleni z małżeństwa. W każdym razie tak wyglądali, ale nigdy nie miałam dość odwagi, by o to spytać.
                -To może powiesz mi jeszcze co lubisz robić? Wiem, że to takie głupie pytanie, ale naprawdę chciałbym znać odpowiedź.
                -Nie, nie jest głupie. Lubię spacerować po lesie. Biegać po nim. Wtedy czuję, że naprawdę żyje i nie ma żadnych ograniczeń. Bardzo lubię też spędzać czas z przyjaciółmi.- uśmiechnęłam się do niego nieznacznie.
                -Nie zrozum mnie źle, ale nie wyglądają na towarzyskie osoby. Jeden z nich przeraża chyba wszystkich chłopaków w szkole. Ten, który rozmawiał z tobą po tym jak pierwszy raz rozmawialiśmy. Nie mam pojęcia jak ma na imię, ale wydaje się groźny.
                -Chyba chodzi ci o Daniela. Jest mniej rozmowny i towarzyski od Michaela, ale na pewno nie jest groźny. Czasami tylko trochę z Michaelem przesadzają i są zbyt nadopiekuńczy.
                -Chyba tak. W każdym razie wydaje się niezbyt miły. A twoje przyjaciółki? Nie miałem okazji ich poznać. Są takie jak Daniel i Michael?
                -Nie, zdecydowanie nie. Chociaż kiedy Victoria gotuje obiad, a ty się spóźnisz to jest o wiele gorsza.- roześmiałam się.
                Dopiłam swoją kawę i spojrzałam na zegar. Powinnam niedługo się zbierać. Nie wiedziałam czy Kieran mówił poważnie, ale bardzo chciałam znowu się z nim spotkać. Czułam, że powinnam się z nim spotkać.
                Eric nagle dotknął mojej dłoni. Poczułam przyjemne ciepło w prawej ręce. Uniosłam głowę i spojrzałam na niego. Uśmiechał się nieśmiało i spojrzał mi w oczy. Znowu spuściłam głowę. Poczułam się trochę dziwnie.
                -Hej. Przestałaś mnie słuchać?- spytał przyjacielskim tonem, ale widziałam w jego oczach coś jeszcze, co nie dawało mi spokoju. Jakby bał się czegoś.
                -Przepraszam. Zamyśliłam się, ale już cię słucham. O czym mówiłeś?
                -Och, o niczym ważnym. Ale mam do ciebie pytanie. Spotkamy się w sobotę? Może po ciebie przyjadę i pojedziemy do kina?
                -Pewnie. Tylko muszę spytać Vic czy nie zaplanowała na weekend zakupów.
                -Oczywiście. Odpowiesz mi jutro w szkole. Podwieźć cię jutro do szkoły?
                -Nie, dziękuję. Mam własny samochód, ale dziękuję za propozycję. Odwieziesz mnie już do domu? Chciałabym porozmawiać z Victorią.
                -Oczywiście. Chodźmy.
                Po kilku minutach byłam w domu. Poszłam szybko na górę i przebrałam się. Miałam kilkanaście minut na dotarcie na polanę. Nie powinno mi to zająć zbyt wiele czasu jeżeli pobiegnę. Musiałam jeszcze coś zjeść. Nie miałam nic w ustach od lunchu.
                Szybko przygotowałam sobie kanapkę i ją zjadłam. Zostawiłam liścik dla Victorii i wyszłam tylnymi drzwiami. Udałam się w kierunku linii drzew oddzielających duży ogród za domem z lasem. Kiedy przekroczyłam pierwsze drzewo ruszyłam szybko przez puszczę. Zatrzymałam się w jednym miejscu i nasłuchiwałam. Nie usłyszałam żadnych dźwięków poza kilkoma ptakami. Czyżby nie przyszedł? Pobiegłam dalej i przystanęłam na skraju polany. Jednak przyszedł. Stał tyłem do mnie oparty o kamień. Jego włosy były dzisiaj mocno rozwiane przez wiatr i miały blond przebłyski.
                Odwrócił się kiedy tylko usłyszał moje kroki. Uśmiechnął się i zobaczyłam w jego ciemnych oczach iskierki radości. Miał idealnie białe zęby, a jego uśmiech zniewalał. Był tak bardzo przystojny. Uśmiechnęłam się do niego i spojrzałam mu w oczy. Przyglądał mi się przez chwilę jakby nie wiedział co ma powiedzieć.
               



*********************************************************************************

Przepraszam, że tak długo musicie czekać na kolejne rozdziały, ale niestety nie mam czasu. Następny post będzie recenzją książki lub raczej trylogii, którą ostatnio przeczytałam. Rozdział trochę krótszy, ale następny będzie dosyć długi. Mam już przed oczami prawie całe opowiadanie więc kolejne posty powinny pojawiać się szybciej. Pozdrawiam Sandra :)

P.S. Obserwujcie bloga i piszcie komentarze, nawet jeśli miałyby być negatywne. To pomaga w dalszym pisaniu :) 

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

"Wiecznie żywy"


W weekend obejrzałam film pt. "Wiecznie żywy". Szczerze wam go polecam. Jest to historia o trupie i żywej dziewczynie, którzy się zakochują. Dziewczyna, Julie, jako człowiek ma zabijać nieumarłych. Jakie będzie jej zaskoczenie, kiedy zostanie ocalona przez jednego z nich. Film trzymający w napięciu. Wiele osób znajdzie w nim coś dla siebie, od niemożliwej miłości po stworzenia z horrorów. Uważam, że jest to świetny film. :)






*********************************************************************************

Jest to moja pierwsza recenzja na blogu więc mam nadzieję, że nie jest bardzo beznadziejna. Następna będzie o książce. Pozdrawiam Sandra :)